Wiecie co, trochę niesmaczna ta dyskusja.
On nie po to się uczył, żeby nie zarabiać na życie, moje panie.
Ratowanie życia to praca lekarzy czy weterynarzy, praca z której utrzymują rodziny.
50 zł za konsultacje to moim zdaniem zapłata OK.
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Sylwka pisze:Po prostu forma jakaś taka dziwna.
Sylwka pisze:Ale tu nikt nie nie oczekuje, że lekarz zrobi to charytatywnie.
bechet pisze:Sylwka pisze:Ale tu nikt nie nie oczekuje, że lekarz zrobi to charytatywnie.
Oczywiście, że nie![]()
Chyba nikomu nawet coś takiego do głowy nie przyszło.
Sylwka pisze:Biznes to biznes ale jakoś tak dziwnie w odniesieniu do życia kota.
Marla pisze:Oba futra też na pewno przyłączają się do trzymania kciuków za Kaszmirka. No i pozdrawiają również Lolę, żeby nie poczuła się przypadkiem pomijana
Beliowen pisze:bechet pisze:Sylwka pisze:Ale tu nikt nie nie oczekuje, że lekarz zrobi to charytatywnie.
Oczywiście, że nie![]()
Chyba nikomu nawet coś takiego do głowy nie przyszło.Sylwka pisze:Biznes to biznes ale jakoś tak dziwnie w odniesieniu do życia kota.
ryśka pisze:Zauważyłam, że najdroższe jest korzystanie z wielu lecznic - wtedy jesteśmy po prostu "anonimowym klientem", który oczekuje konkretnej usługi. Konkretne usługi są liczone wg cenników.
ryśka pisze:Jeśli rozmawiamy o cenach i postawach wetów: mnie dziwi i bulwersuje wciśnięcie komuś przez weterynarza (który przyjeżdża do czyjegoś domu NIE przyznając się, że jest weterynarzem i kłamiąc!) miotu tygodniowych kociąt, których uratowanie i wychowanie kosztuje potem grube setki złotych i tygodnie nieprzespanych nocy, a potem... zarabianie przez tego samego weterynarza grubych sum na ich szczepieniach (po najwyższej stawce krakowskiej), kiedy los sprawia, że trafiają do jej lecznicy i prawda o podrzuceniu wychodzi na jaw. TUTAJ widzę brak dobrej woli i jakiejkolwiek uczciwości. Sytuacja autentyczna z tego roku.
Dorota pisze:ryśka pisze:Jeśli rozmawiamy o cenach i postawach wetów: mnie dziwi i bulwersuje wciśnięcie komuś przez weterynarza (który przyjeżdża do czyjegoś domu NIE przyznając się, że jest weterynarzem i kłamiąc!) miotu tygodniowych kociąt, których uratowanie i wychowanie kosztuje potem grube setki złotych i tygodnie nieprzespanych nocy, a potem... zarabianie przez tego samego weterynarza grubych sum na ich szczepieniach (po najwyższej stawce krakowskiej), kiedy los sprawia, że trafiają do jej lecznicy i prawda o podrzuceniu wychodzi na jaw. TUTAJ widzę brak dobrej woli i jakiejkolwiek uczciwości. Sytuacja autentyczna z tego roku.
Etyka... a wlasciwie jej brak.
I jakies inne podstawowe zasady.
Uczciwosc?
Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016 i 74 gości