Szukanie lokalu zastępczego dla tych kotów to istna droga przez mękę.
Proszę, pytam, nalegam...ale gdy problem nie dotyczy kogos bezpośrednio to wtedy rozmowa jest krótka: nie wiem, nic nie słyszałem, nie mam pojecia co i gdzie.
Ew. "dobrze, zapytam..." ale tak tylko żeby mnie zbyć...
Dziś, zdesperowana i mocno wkurzona ponaglającym telefonem z MOPR, zadzwoniłam do urzedu miejskiego. Po licznych wyjasnieniach, przekierowaniach i rozmowach z kilkoma osobami, które , nie bardzio kojarząc o czym mówię, najpierw kierowały mnie do schroniska dla zwierząt a potem do ochrony środowiska trafiłam w końcu do wydziału geodezji, inspektorat gospodarki nieruchomosciami.
Mam napisac pismo z wnioskiem o dzierżawę lub wynajem jakiegos pomieszczenia...
Oczywiscie nikt mi nie daje gwarancji,że wniosek zostanie rozpatrzony pozytywnie...

Ale przynajmniej jest nadzieja...