» Pt lis 24, 2006 20:05
Jestem potworem! A dlaczego? Otóż dziś ponakładały mi się zajęcia planowane i nieplanowane. Jak zwykle w takich wypadkach, autobus ucieka, następny stoi na czerwonych światłach na każdym skrzyżowaniu, a ja muszę zdążyć do domu, bo nie mam jak odwołać kilkakrotnie przekładanych odwiedzin. Wpadam 3 minuty przed gośćmi. Ciskam płaszcz do szafy i nie zdejmując butów miotam się po domu, upychając po kątach, co się da. Tymek kręci sie pod nogami, chrzęści rozdeptywany żwirek i nagle słyszę rozpaczliwie żałosne miuczenie Maybacha. Rzucam wszystko i biegnę do niego. Siedzi skulony, z opuszczonymi wąsami, na parapecie, przytulony do okna, trzęsie się i płacze! Maybe, przepraszam, że ci przypomniałam twój poprzedni dom, że cię śmiertelnie przeraziłam! Głaszczę go, uspokajam, a wtedy dzwoni domofon. Kot w panice wskakuje na wywietrznik nad piecem. Goście dostaja prikaz: chodzić powoli, na paluszkach i mówic szptem. Po kilku minutach słyszę, jak zaskakuje, potem ostroznie wchodzi do pokoju, rozgląda sie i ma płaskie uszy. Szepcemy dalej i Maybe zaczyna normalnie oddychać. Ładuje sie na kolana koleżanki, potem moje, głośno mruczy i udeptuje. To nic, że podziurawił nam uda i zwędził szyneczkę ze stołu, to nic! Pomyśleć, że jest z nami 10 miesięcy i nie zapomniał, to straszne! Wieczorem opróżniam meblościankę Martyska, a oba koty towarzysza temu rozgardiaszowi z właściwym sobie wścibstwem i wyraźna radością. A że do leżenia i udeptywania wybrały sobie jej czarny wełniany sweterek? To nic, naprawdę nic takiego.