Tiger_ pisze:Kasia D. pisze:Wczoraj nikogo nie było do pomocy. Nie wiem czy pies był w ogóle wyprowadzony, czy koty dostały cos do jedzenia...
Ja byłam w Warszawie, Monika we Wrocławiu... Z osób, kótre obdzwoniłam nikt nie chciał pójsc i zobaczyc co tam sie dzieje, kazdy wykręcał sie jak mógł. Smutne to bardzo.
W poniedziałek powinna juz byc tam opiekunka z MOPRu ale te dwa weekendowe dni były nieobsadzone.
Prezes lubelskiego animalsa, gdy prosiłam aby wyslała kogos z aktywnych członków odpowiedziała, ze przeciez każdy ma swoje sprawy...
Płakac się chce.
Czuję się wywołana do odpowiedzi i od razu powiem ,że bardzo jest mi przykro.......
Nie wiem do kogo jeszcze oprócz mnie dzwoniłaś Kasiu w sprawie pójścia do tej kobiety w sobotę ,czy w niedzielę.....Myślę ,że do nikogo (oprócz Pyłki) , gdyż tylko ja i kwiatkowa pomagałyśmy tam sprzątać..
Za każdym razem , gdy poprosiłaś przyjeżdżałam....
Teraz też bym przyjechała pod warunkiem ,że ktoś pojechałby tam ze mną...
Niestety - zadzwoniłam do kwiatkowej i ona nie mogła pojechać .....
Miałam pojechać tam sama ???!!!!!
Do kobiety ,która kompletnie nie kontaktuje , nie wie gdzie mieszka i jak się nazywa , ma ewidentne zaburzenia psychiczne i , która jak sama twierdziłaś usiłowała szukać noża w domu , aby zaatakować Monikę ?!
Kobieta dzień wcześniej wyszła ze szpitala - sama pojechałaś tam wcześniej - żeby się z nią nie spotkać....Sama wiesz ,że ona mogła róznie zareagować na obcego w jej domu , zwłaszcza ,że "zginęło" jej z domu tyle kotów...... Sama piszesz ,że kobieta się awanturuje ,że poginęły je różne rzeczy z domu......Miałam pojechać tam sama na "pierwszy " ogień ?
Byłam gotowa tam pojechać , naprawdę , ale nie sama.......
Chociaż uważam , że w tej sytuacji to w ogóle jechanie tam - nawet w dwie osoby, gdy kobieta jest w domu to jest narażenie się ....
Poza tym rozmawiałam z Tobą prze telefon i powiedziałam Ci ,że dzwoniłam do kwiatkowej i ona naprawdę nie może i sama powiedziałaś ,że sama to absolutnie nie........
Poza tym pisanie ,że nie wiesz czy koty w ogóle coś jadły gdy na lodówce zostało ok.20 puszek z karmą i worek suchego ......
Wiem Kasiu ,że jest Ci bardzo ciężko teraz, że masz to wszystko sama na głowie, że to jest praca ponad siły jednej osoby, ale czuję się skrzywdzona tym postem ......
Podjęłaś się opieki nad tymi kotami , bo czujesz się w obowiązku.....ale powinnaś wymagać pomocy od Ochrony Srodowiska, Animalsów, synów tej kobiety, bo ludzie naprawdę nie mają obowiązku pomagać, robią to z dobrej woli i jeszcze potem "słyszą" , że się wykręcają .......
Opiekunka z MOPRu poszłaby tam raz.......zobaczyłaby i natychmiast wyszła...
Mało kto jest w stanie znieśc ten widok , a przede wszystkim smród......Zbierać rękami odchody z wanny , podłóg, a nawet łóżka i talerzy.....i jednocześnie narażać swoje koty na to ,że przyniesie się do domu cholera wie jaką zarazę....
Robiłam to, wbrew sobie nawet , bo taka była potrzeba...bo chciałam pomóc......
Wszystko rozumiem, to co napisałaś w pierwszej części postu, ale to co wyboldowałam to nie było potrzebne Z Twojej strony. Pomyśl jak to odebrała Kasia. Ona też nie ma obowiązku pomagać, ten widok i smród tak samo odbiera jak wszyscy, tak samo "uwiebia" zbierać odchody, i tak samo naraża własne i fundacyjne koty. Ale ktoś przecież musi....