Hehe - już mamy ustalone - jednak Kluska - bo taka Kluseczka i taka słodka. Dzikus mały. Zdecydowanie będzie potrzebowała trochę czasu na przywyknięcie do towarzystwa kotów bez futra i do tego takich wielkich

, choć spodziewałam się wiekszych lamentów w nocy z powodu braku rodzeństwa, a tu spokój w zasadzie.
Sioo do kuwety było wieczorem, potem ją złapałam (hehe, ma gdzie ukrywać się i zwiewać) i, dostała do polizania na palcu kaszkę truskawkową (baaardzo dobra, uznała, palec też może być), ale tylko ociupinkę, coby obłaskawić szaleńca

. Po zlizaniu wszystkiego, ucieczka pod kanapę. No, to zajęłam się dzieckiem - nie wiem jak mogłam w ogóle

"miau, trrrut, ja tu jestem", dobra, złapałam jeszcze raz, no i się zaczęło: traktor, a właściwie chyba kombajn bizon

+ wtulanie się w zgięcie łokcia, a tam w pobliżu, o, coś miękkiego

, można udeptać, koszulkę da się ssać, no pięknie, kólka poszły do góry i brzucho do głaskania dostałam, to juz w ogóle fajosko się zrobiło. No, ale trza było Tunię spać położyć, więc kotko znów pod kanapę. Skandal, jak można

! Dobra, dzidziuś wymyty, zaopatrzony w smoczki i kakałko, leży sobie i przysypia, a tu nagle

a kuku i hop, więc ze spania nici. W końcu dziecko padło w okolicach 21. Kluska w nogach

, czyli pełnia szczęścia.
A potem okazało sie, że w dużym łóżku też jest fajnie, można poskakać, trochę spać, ale o 4 rano zdecydowanie dziecko potrzebowało pieszczotek. Metodą foki wślizgiwało się między mnie, a prześcieradło, domagało głaskania, traktorząc przy tym rozkosznie, udeptując, ssąc, no doszłam do wniosku, że chyba mam w sobie coś z kota

, bo to już drugie kociątko domaga się mleka ode mnie

(Bestia robiła to samo). Po godzinie takich zabaw, zdecydowała się spać, mocno przytulona, ale wtedy wstała Tunia

. No i tym sposobem nie śpię sobie dziś od 4tej
Trochę martwiłam się, że Kluska nie je, ale już dostałam wiadomość, że wciąga Royala - wie kocinka co dobre (miała wybór, to, albo purina)

- musi w końcu dbać o swoje imię
