Taka drobna, bura, z chudym pyszczkiem. Biały żabocik i skarpetki.
Zagadałam, odmiauczała prawie bezgłośnie, ochrypłym głosikiem. Przechodziła jakaś pani: "O, masz pusto w miseczkach... Poczekaj, zaraz ci coś przyniosę." i zniknęła w drzwiach bloku. A my wróciliśmy do domu ratować nasze Bure Słoneczko...
Słoneczko odeszło...

A mała bura nie dawała nam spokoju. TŻ zrobił wstępny wywiad.
Kota przyszła jakiś czas temu pod aptekę, straszliwie wychudzona, ciężarna, z raną na grzbiecie. Dobre duszyczki z apteki i z bloku opiekowały się malutką jak mogły: wyleczyły, odkarmiły, dały schronienie w blokowym garażu. Do domu wziąć nie mogły...
Pani farmaceutka (jak się okazało, też ma kota - kocura egoistę

Zapowiadali ochłodzenie...
Decyzja była szybka: pakujemy do auta cały posiadany "ciężki sprzęt": dwa transporterki, grube rękawice, latarki, mięsko, puszki mocno pachnące i jedziemy!. Może się uda od razu złapać całą rodzinkę? Na jej przyjęcie przygotowaliśmy miejsce w garażu (czystym, ogrzewanym, bez smarów i chemii, za to oddzielonym śluzą wiatrołapu od reszty domu - w takim lokalu całe przedszkole byłoby bezpieczne do czasu znalezienia domków - no i ryzyko podłapania herpesa od naszych "pokatarowych" rezydentów mniejsze).
TŻ, jako lepszy w kontaktach międzyludzkich, wziął na siebie wywiad środowiskowy, a ja pobiegłam pod blokowe garaże sprawdzić czy tam się nie chowa poszukiwane towarzystwo. Było pusto, ale coś stuknęło w śmietniku. Zakiciałam i mała bura była w mgnieniu oka pod nogami, głodna przeraźliwie, nawet nie musiałam jej wołać, tak biegła do misek.
W międzyczasie wywiad wykazał, że kociaki zniknęły: "Nie ma już ani jednego. Od kilku dni".

Nie było na co czekać - skoro nie ma kociąt to mamuśka od razu może jechać z nami. Zwłaszcza, że cycuchy już faktycznie miała wyschnięte. Zostawiliśmy w aptece namiary do nas, gdyby odnalazł się któryś maluch; zresztą i tak planowaliśmy zaglądać tu jeszcze i sprawdzać wieczorami, kiedy apteka nie pracuje.
Kicia była do oddania przez całe dwa dni. A potem....
"Popatrz, ona ma budowę Kiciatka. Taki sam cienki ogonek i krzywiczną klateczkę piersiową".
"I ma cętki".
"Kot w Cętki?"
"Przecież gdyby nie Kot w Cętki to byśmy się o niej nie dowiedzieli. To on ją przyprowadził".
Kot w Cętki to była taka ksywka Kiciatego...
No i mamy nowego kota

To było tydzień temu.
Cdn.
Teraz muszę trochę ponadzorować dokocenie.