No i pokreciłam. Nie Rozalka a Oktawia i do tego nic z tego nie wyszło, bo się grzybek na łapkach nie wyleczył. Mam właśnie dwa "trupki" w mieszkaniu. Tak się denerwowałam, że solidaryzując się z nimi nie byłam w stanie zjeść śniadania. Nadrabiam teraz popijając herbatę z melisy. Zostałam poinformowana przez weta, że oba koty są za grube. Mirek jest usprawiedliwiony, bo on uzbierał tłuszczyk na zimę, bo biega po podwórku. Dongi próbowałam tłumaczyć, że to mamusia, karmiła, itd. ale mina lekarza mówiła wszystko. Już oba koty zaliczyły pierwsza próbę pełzania ale na szczęście znowu usneły. Dongi mimo podkładu zasikała się po samą głowę. Przetarłam futrko ale śmierdzi jak kuweta. Wczoraj zawiozłam maluszki do mojej siostry. Przeżyłam to strasznie. Pierwsza noc w ciszy - koszmar

. U mnie bały się Mirka i nie chciały się bawić, więc jak trafiły do mojej siostry to mało nie rozniosły mieszkania tak biegały. Wsunęły michę mięsa i dalej zabawa. Kropka trochę się ich boi i ucieka. Też trochę płakała w nocy ale najważniejsze, że są razem i szybko przywykną. Ja to zdecydowanie gorzej przeżywam niż maluchy. Dongi też ich specjalnie nie szukała. Chyba już ich miała trochę dosyć. W piątek idę na trzecią rozmowę do tej samej firmy (druga wypadła super). Byłam na kawie z Ryśką (czekałyśmy na koniec zabiegów)jak zadzwoniła do mnie pani czy przyjdę. Kurcze powiedziałam, że tak jak nie spękam przed piątkiem. Ugryzłam się w język i powiedziałam, że żartowałam. Nie mogła wybrać gorszego momentu na telefon tylko chwilę gdy "moje" koty leżały na stole. Oj ale dzień a tu się trzeba uczyć języka.
Ostatnio edytowano Śro lis 08, 2006 15:45 przez
Sylwka, łącznie edytowano 1 raz