Przepraszam za nieobecność, ale migrena niestety nie chciała mi przejść w ciągu jednego dnia, więc trzymałam się od komputera jak najdalej.
XAgaX pisze:Gaga pisze:A co krzyczałam? Żeby nie zakazywać całkowicie aborcji, że pomysł LPR, aby i dzieci z gwałtu, i z ciąży będącej zagrożeniem życia matki przychodziły koniecznie na świat, jest niedorzeczny.

nie wiem czy to coś da, ale nie chcę się denerwować, że ktoś próbuje mi narzucić, żebym oddała za kogoś innego życie
Szczerze mówiąc myślę, że kobieta, która znajdzie się w trudnej sytuacji potrzebuje przede wszystkim wsparcia rodziny, przyjaciół, psychologa, a nie nagonki i policjanta.
A teraz chciałabym wam napisać historię kociej mamusi.
W dniu, kiedy spotkałam mamusię byłam z trójką psów u weterynarza.
Z pierwszego piętra gdzie znajduje się gabinet, zobaczyłam zabiedzoną koteczkę, która zaczepiała przechodniów. Jak się później dowiedziałam bezskutecznie przymilała się do wszystkich od paru dni. Niestety koteczka miała pecha, bo trafiła na mnie i mój zwierzyniec, którego potwornie się wystraszyła. Koteczka zamieszkała w mojej łazience, która stała się dla niej azylem. Nie chciała z niej wychodzić, bała się psów, kotów, a nawet nas. Syczała i przez wiele dni nie pozwoliła się pogłaskać. Z przymilnej koteczki stała się dzikim i wystraszonym kociakiem.
Powoli jednak nabierała do nas zaufani, zaczęła coraz częściej opuszczać swój azyl, aż nadszedł dzień porodu. W tym dniu nie pozwoliła mi od siebie odejść nawet na krok. Musiała się potwornie bać. Stałam się więc świadkiem narodzin kociaków i jej ogromnego bólu i cierpienia. Rodziła przez wiele godzin. Pierwsze urodzone maluchy przyczepione były już do sutków i ssały mleko, a ona w tym samym czasie rodziła następne kociaczki. Poród w panujące wtedy upały strasznie ją wycieńczył. Miała poważne problemy z oddychanie, jednak nawet na krok nie odeszła od swoich maluchów. Bardzo o nie dbała i wylizywała je chociaż było widać, że bardzo źle się czuje. Jej stan zdrowia pogorszył się do tego stopnia, że potrzebna była pomoc weterynarza.
Lekarstwa ustabilizowały jej oddech, jednak sił jej nie dodały. Mimo to koteczka nawet na krok nie chciała odejść od maluchów. Jedzenie musiałam podsuwać jej pod pyszczek. Powoli wracała do sił, ale maluchy wysysały z niej chyba wszystko, bo była strasznie chuda. Zaznaczam, że jadła więcej niż dwa moje psy razem.
Akcja porodowa spowodowała, że kotka nabrała do mnie większego zaufania, jednak na widok moich psów rzucała się na nie czterema łapkami. To niesamowite jak to małe zwierzątko było gotowe bronić swojego potomstwa. Ona gotowa była poświęcić swoje życie byle odegnać niebezpieczeństwo od swych maleństw. Czy w ten sposób często giną bezpańskie kotki i osierocają swoje maleństwa?
Kiedy jej maluchy miały cztery tygodnie mamusia przygarnęła jeszcze 10-o dniowego kocurka i wykarmiła jak swojego.
Podsumowując: koteczka spędziła u mnie przeszło cztery miesiące, z czego większość w ogromnym stresie gdyż bała się, że mój zwierzyniec może zrobić krzywdę jej maluchom.
Jednak teraz, kiedy jej maluchy już nie są takie malutkie, znowu staje się przymilną kotką. Wskakuje na kolana i prosi o głaski.
Chodzi już po całym mieszkaniu i oprowadza po nim kociaki. Co prawda nie je jeszcze z jednej miski z moimi psami, ale już śpi z nimi na jednym łóżku. Do moich kotów nastawiona jest dalej z dystansem. Mimo iż wszystko idzie ku dobremu i mamusia zaczęła się wyciszać to zawsze jest w pełnej gotowości i niech tylko zamiauczy któryś kociak to ona zaraz biegnie mu na pomoc.
Mamuśka jest dla mnie małą-wielką bohaterką. Zawsze dla niej na pierwszym miejscu były jej dzieci.
Jeżeli ktoś zdecyduję się ją przygarnąć to naprawdę będzie opiekunem wspaniałego, wyjątkowego i niepowtarzalnego kota.