nie wiem co o tym myśleć i co robić...moje kocie rozterki
historia wygląda następująco:
Od zawsze w moim umyśle działa podświadomość a może to autosugestia. Po śmierci taty niestety "to" zaszyło się gdzieś w najniższą szufladkę, która otwiera się teraz rzadziej,ale wydaje mi się, że właśnie 1 listopada otworzył ją ponownie Książe.
To, że Książę znalazł się u TŻ to oczywiście jego zasługa, ale również mieszkania, które pozostawili mu rodzice. Od kilkunastu dni rozmawiamy o mojej przeprowadzce do niego. Na razie mieszka tam Księciunio,a ja jeszcze "dojrzewam". Tak więc, od kiedy zaistniała możliwość zamieszkania razem, zawsze na myśl o tym robiło mi się przykro, powodów było kilka, a najważniejsze z nich to oddzielenie się od mamy i od moich zwierzaków. Ja je po prostu kocham, i kiedy tylko pomyślę sobie, że po powrocie do nowego domu nie będę mogła przytulić "futra" to oczy robią mi się mokre. "Starych drzew się nie przesadza" dlatego odrzuciłam pomysł o zabraniu ze sobą Toffika. Z TŻ mieszka Maczo-basset. Już od szczeniaka Maczo był przyzwyczajany do kotów, więc na dzień dzisiejszy nie ma nic przeciwko nim. No i kiedy tak myślałam...myślałam...myślałam... to zaczęłam sobie tłumaczyć, że nie będę specjalnie szukać kocurka, który zamieszka ze mną w nowym domu, ale poczekam aż los mi go ześle. No i los zesłał Księcia. Oczywiście biorąc go z powrotem ze schroniska, umówiliśmy się z TŻ, że jego pokój jest domem tymczasowym, i tak jak w poprzednich historiach z kotami (USA), w których TŻ również uczestniczył, znajdziemy Księciowi nowy dom. Jednak teraz, gdy analizuję sobie całą tą sytuację, stwierdzam, że to jest chyba Ten (Księciunio) zesłany przez los. I tu pojawił się problem. TŻ nie chce mieć kota w domu, tzn. to jest jego punkt widzenia. Ale jeśli ma to być również mój dom, w którym mam być szczęśliwa tak jak w swoim dotychczasowym, to kot musi być.
I czy to właśnie Księciunio jest tym wybrańcem? Dziś zaczęliśmy rozmawiać o kocie w nowy domu. Oczywiście nie doszło do porozumienia. Gdy zaczęłam mówić o tym, że Książe zostanie z nami, TŻ powiedział, że go oszukałam, i że obiecałam że zamieszczę ogłoszenie o jego adopcji, tak więc powiedziałam, że i tak jestem mu wdzięczna, że użyczył kąta dla Księcia, i że dotrzymam słowa, ale jak nie godzi się na kota w domu, to i ja przemyślę jeszcze raz propozycję zamieszkania razem.
Zamieszczam więc zaraz ogłoszenie na kociarni o Księciuniu...pozostawiam wszystko w rękach losu...
