Dopiero dzis wieczorem odzyskałam dostęp do netu.
Nowych zdjęć nie ma, bo koty biegają w moim nowym wiejskim domu pomiedzy jeszcze nierozpakowanymi kartonami i trudno je w tym bałaganie fotografować.
Niestety w nadmiarze przeprowadzkowych zajęć i braku komputera nie zajęłam się efektywnym szukaniem domów dla kociaków. Wszystkie cztery są wciąż u mnie.
Mam w domu łącznie 10 kotów - a to stanowczo za dużo.
Jagódka nazywa sie teraz
Honoratka.
Jest szefową stada. Prowadza rodzeństwo we wszystkie zakamarki domu. Nic nie umknie jej uwadze. Jest zabawowa, ufna, mrucząca, śliczna.
Znakomicie zaklimatyzowała się w nowym domu. Podejrzewam, ze w nastepnym - tez nie miałaby zahamowań z przystosowaniem.
Mądra, grzeczna koteczka.
Czarny Pokościk okazał się dziewczynką. Nazywa się teraz
Julka.
Miałam z nią pewne kłopoty zdrowotne (skaleczone przez rodzeństwo oczko, ale już całkiem zdrowe).
Julka jest najdrobniejsza z rodzeństwa, trochę płochliwa, ale pozwala brać się na ręce, głaskać i przytulać.
Porzeczek nazywa sie teraz
Wojtek. Mądry, grzeczny kotek. Najwiekszy i najgrubszy z rodzeństwa. Całkowicie zdrowy. Oczko po zadrapaniu zagoiło się całkowicie. Wojtek jest oswojony, mruczący, tylko straszny psotnik - dorównuje w tym Honoratce.
Najwiekszy problem mam z
Borówką.
Pewnie nie uwierzycie - bo mnie sie też nie mieści to w głowie. Borówki nie udało mi się do tej pory dotknąć. Nikomu jeszcze nie udało się go dotknąć.

Bardzo plochliwy i nieufny. Ucieka na widok człowieka.
Aby go przeprowadzić do nowego domu - musiałam go zagonić do transportera. Aby go odrobaczyć musiałam go najpierw wyglodzić, a potem zamknąć go samego w pomieszczeniu z miseczką jedzenia wypełnionego Vethmintem.
Kociak jest dziki pomimo iż od ponad miesiąca pracuję nad oswojeniem go. Rece mi opadają. Kociak nie daje mi żadnych szans. Ciagle na mnie pluje i prycha. Nawet nie wiem, czy to chłopczyk, czy dziewczynka.
Postaram sie wkleić fotki jak najszybciej.