Jedeneście to stanowczo za dużo.

"Postawienie Koryta" to wielka poranna akcja, która - od kiedy są Puchatki - graniczy z cudem. Znowu dziś zamiatałam karmę z podłogi, bo Dydek ze swoim grubym dupskiem próbował wskoczyć na kredens, gdzie nasypywałam kocięce dla maluchów. Oczywiscie najgrubszy w domu musiał przytrzymać się... miseczki.
Puchatki są niesamowicie sprawne. Nie miałam jeszcze kociąt w tym wieku, które by potrafiły wleźć tam, gdzie one. Oswoiły się już niemal zupełnie, nie syczą na inne koty, ani na Ziutkę.
Leti [czarna] pieknie trafia do kuwetki, czego nie moge powiedzieć o jej burej siostrze, Ghani. Ghani załatwia się wszędzie tylko nie do kuwetki. Próby zamknięcia jej na noc w łazience kończą sie wielkim płaczem. Nie zamknięcie kończy sie wielkim praniem.
A Rude Badziewie? No cóż, Riddick zafundował sobie ... bliźniaczy ropień. Gorączka, która go męczyła od kilku dni znalazła swoje ujście w dwóch ropniach w pachwinie. Pekły mu w niedzielę wieczorem i wczoraj dostał `goopiegojaśka` i było oglądanie i czyszczenie u Doc. Dziś już czuje sie na tyle lepiej, że odzyskał głos [znowu wyje i zawodzi] i gwałci Flora namiętnie. Choć po kastracji jakby mniej smierdzi to jednak mam wrażenie, że ma jednak to drugie jajko [ pewnie w mózgu.....].
I zdjęcia Puchatków - już aktualne.
