Jowita pisze:A co z tymi chorymi?

Oglądał ich już wet?
No właśnie nie. Jest to trochę skomplikowane i nie wiem jak to rozwiązac.
Drzwi otwiera nam pan mieszkający dwa bloki dalej. Otwiera i bierze psa na spacer po czym czeka na ławce przed blokiem az skoczymy, ew. przychodzi co pól godziny i pyta czy juz i ile jeszcze nam sprzatanie zajmie.
Nie mamy wiec czasu aby zawieźć koty do weta. Gdybym miała je gdzie przechowac to zabrałabym te najbardziej chore do domu i posżła do wetki na spokojnie, ok. południa nastepnego dnia.
Ale nie mam już miejsca, jedyne wyjscie do dołaczyc dwa najwieksze chorowitki do Srebrzyka i Chudeusa, do tej samej klatki. Tyle ze wtedy Srebrzyk i Chudeus moga sie zarazić...
Ale tak sobie mysle, ze skoro tam, w domu, nie zarazili się ...to moze rzeczywiscie spóbowac tego sposobu...
Ten sąsiad jest słabych nerwów chyba bo juz ma dosyc całej tej sytuacji. Marudzi, ze on to robi kosztem własnego czasu ( a my to niby kosztem czego?

)
Dziś miałam na 9-ta rano umówione dwie kolejne kotki na zabiegi.
Trzeba wiec było otworzyc mi rano mieszkanie z kotami.
Pan nie mógł o 9-tej bo gdzies jechał o 7-ej.
Pytam czy jego żona nie mogłaby przyjsc o 9-tej i otworzyć. Pan zaczyna kręcić, że żona nie chce tu przychodzic bo sie denerwuje, bo ludzie ją zaczepiają i gadają, to dla niej takie stresujące etc.
Argumenty smieszne ale przeciez nie mogę jej do niczego zmusić.
Umówiłam sie o siódmej rano, wziełam dwie kotki, pojechałam do domu i wrociłam o 9-tej bo lecznica od 9-tej czynna w soboty
Niestety, zamykana jest o 15-tej wiec przed 15-ta musze kocice odebrać.
Prosiłam żeby ktos po 15-tej otworzył mi mieszkanie zebym zostawiła kocice i zaczeła już sprzątać.
Znowu marudzenie...On nie może bo jest poza Lublinem , żona nie przyjdzie z powodów jak wyzej...
Zapytałam wiec kto ma mi zwrócić za paliwo spalone przez jeżdżenie w tę i z powrotem 4 razy. I chyba dotarło...
Stanęło na tym ze mam podjechac pod ich blok o 15-tej a żona ma mi znieśc klucze na dół

Łaskawcy...