Dziś Monika obejrzała dokładniej koty i.... dwie kotki sa ewidentnie w ciąży...


Sterylki umówiłam od ręki na jutro po południu. Niestety, platne bo talonów juz nie ma, ale zrobią po kosztach niemal. 50zł za kota. Prawie darmo...
Zastanawiam sie czy wydz. ochrony srodowiska moze podjąc za włascicielkę decyzje o sterylizacji pozostałych...
Gdyby to ode mnie zależało to wycięłabym je wszystkie pod nieobecnosc kobity. Ale Monika sie boi i mówi, ze ona moze nas oskarzyc o to ...
Moim zdaniem nie w głowie jej bedzie oglądanie kocich brzuchów i wodzenie sie po sądach gdy uciekła grabarzowi spod łopaty i ledwo zipie...
Kolejna sprawa.
W poniedziałek , sprzatajac w pokoju gdzie owa pani spi i trzyma talerze i rózne naczynia ( tak, tak) znalazłam pod sterta papierów nóż. Duży scyzoryk.
Prawdopodobnie jest to jedyny nóż z domu.
Połozyłam go do starego regaliku za szybkę.
Dzis dałam go Monice aby wyjeła nim karmę z puszki a Monika zbladła i mówi : "to ona tego noża szukała w niedzielę, gdy sprzątałam"
I zaczyna opowiadac, ze gdy ja wyszłam z kotami do samochodu a ona sprzatała kocie kupy pani owa, zdenerwowana maksymalnie całą sytuacją, wyszła nagle do swojej sypialni i zaczeła czegoś intensywnie szukać szeleszcząc torbami foliowymi, papierami. (mniej więcej w tym miejscu gdzie ja znalazłam nóż w poniedziałek...)
Monia była wtedy nachylona do ziemi i odwrócona do niej tyłem...

Na szczęscie baba nie mogła nic w swoim własnym bałaganie znaleźć... Kto wie czy ten bałagan i syf Moniki nie uratował.
Dodam, ze ja wtedy stałam pod klatką z kotami w transporterze, rozmawiałam z sąsiadami i miałam identyczne mysli: czy ona nic Monice nie zrobi...
Dzwoniłam co 10 min do Moniki na komórke i wchodziłam do klatki na 3 piętro żeby pod drzwiami podsłuchiwac czy nic sie nie dzieje i czy słysze głos Moniki.
Teraz wiem na sto procent, ze trzeba tę kobietę leczyć, izolowac, cokolwiek innego, bo może byc niebezpieczna...