Julijka: no to witamy w klubie
Ja jako dzieciak łaziłam po piaskownicach, żarłam niemyte owoce z ziemi (np osiedlowe mirabelki), później ileż to razy tatara się zjadło... I co ? I zrobiłam sobie badania w I trymestrze ciąży (nie płaciłam, dostałam skierowanie od gina) i wyszły oba miana przeciwciał ujemne... A byłam pewna, że kiedyś gdzies-tam przechorowałam toksoplazmozę...
W paranoję nie wpadałam, TŻ, jak mu się chciało, zajmował się kocimi kuwetami, ale kotów moich nie badałam - pewnie też toxo nie przechodziły, skoro tak trudno to "złapać", a są domowe i niewychodzące... Mięsko surowe do jedzenia raz po raz im dawałam...
Niby sobie kupiłam zestaw jednorazowych rękawiczek lateksowych, niby tych kuwet nie sprzątałam, ale zawsze coś.. A to do krojenia mięsa na desce nie chciało mi się tych rękawiczek wyciągać, a to TŻ w pracy a kuwety brudne, więc ja "łaps" za łopatkęi je czyściłam, a to się zachciało zjeść polędwicę surową wędzoną (mniam

), nie mówiąc już o tym, że był sezon letni, więc warzywka, owoce, często niemyte, prosto z krzaka, ziemi (truskawki) się wsuwało....
Tak więc pod koniec II trymestru przebadałam się jeszcze raz - i nadal zero przeciwciał.
Jak widać, toksoplazmozy tak łatwo nie łapie się, a z tymi kotami to już kompletna paranoja.... Większość społeczeństwa zaraża się raczej przez mięso, jaja czy kontakt z glebą niż bezpośrednio z kotami
Mysia: jak znajdę Ci opracowanie, to podeślę linka. Ale na pewno przechodzi się tę chorobę tylko raz (tak jak np. różyczkę) - o czym świadczy pozostałość na całe życie przeciwciał we frakcji IgG. No chyba że się cierpi na jakieś zaburzenia układu odpornościowego, np AIDS... Ale to już inna historia.
A przy okazji - tu jest mały artykulik:
http://www.potomek.pl/toxoplazmoza_free.html