Relacja zacznie się pozytywnym akcentem: jak tylko dotarlismy na działkę Pan M. powiedział nam, ze udało mu się złapać 3 koty

. Bardzo to nas ucieszyło, bo dzień wcześniej nasz bilans ciachniętych kotków drastycznie zmalał...
Paweł poszedł po Panią weterynarz, która przyjechała samochodem i trzeba było otworzyć Jej bramę na działkę. Ja z Wikulcem dostałyśmy bojowe zadanie do wykonania: pilnować kota, który złapany został w zwykłą żelazną skrzynkę, bo transporterki były tylko dwa, a złapanych kotów trzy. Zadanie niby proste, bo kotek był niezwykle spokojny, nie miałaczał, myślałyśmy, że po prostu pogodził się już z myslą, co go czeka

.
Pojawili się Paweł z wetką, zajrzeli do naszego kotka w skrzynce, a tam go już oczywiście nie było... zwiał... uspił naszą czujność grzecznym zachowaniem..
Później poszło już lepiej, wetka wysterylizowała kotę, przyszedł więc czas na następną, która czekała na swoją kolej w transporterku. Trikolorka, dosyć bojaźliwa i niespokojna. Gdy przyszło do podania środka nasennego, który podawany był w domku działkowym (jakieś 3m na 2 m), okazało się, ze nie jest to proste.. Kicia zmieniła się w nietoperza, wspinała się po ścianach, chowała sie po kątach i... zgubiła się nam w tym tycim domku. Paweł z wetką szukali jej przez dobre pół godziny, nawoływali, szukali jej nawet z latarką

. Kot przewpadł... Nawet Pan M., który twierdził, że wie, gdzie kicia się schowała, nie mógł kotki odnaleźć...
Opuściliśmy działki z uśmiechem na twarzach, mimo że bilans nie był najlepszy

. Myślę, że one po prostu się z nas naśmiewają, gdy widzą jak ganiamy za nimi z łapkami i innymi dziwnymi urządzeniami

. A gdy opuszczamy działki, cieszą się, że znów nas przechytrzyły, miauuuu
Ciekawe, kto wygra następne, sobotnie starcie? Ponoć Colas ma jakąś nową metodę do wyłapywania tych małych spryciarzy:)
Jednego się nauczyłam: działkowe koty Pana M. są sprytniejsze od przeciętnego misia
