własnie rozmawiałam przez telefon z mama. Z Borówką fatalnie, coraz gorzej. przestała wogole wychodzić spod łóżka, nawet na jedzenie, je coraz mniej, z kuwety korzysta coraz rzadziej
próbuję ją glaskak, ale mówi, że kot ma taka panikę w oczach i tak strasznie się trzęsie i bije jej srece, że na pare dni dała jej spokój. nic nie pomogło..
to nie jest pierwsze zwierze mojej mamy, ale mama twierdzi, że tak zestresowanego zwierzaka jeszcze nie widziała

najgorsze, ze stres nie mija, nie stoi w miejscu, tylko sie poglębia. podobno z dnia na dzień jest coraz gorzej
ja przeokropnie się martwie. dopiero w sobote z samego rana moge pojechac do mamy. jedyne co na razie mogę zrobić, to poradzić się Was tu na forum i pogadac z nasza panią wet, którą jutro odwiedzę w sprawie Borówki. mama chciala zabrać ją do weta u siebie w mieście, ale po pierwsze, nie ma serca stresować kota jeszcze bardziej, po drugie nie ufamy żadnemu z wetów w moim rodzinnym mieście.
zaczynamy z mamą rozważac powrót Borówki do nas.. mamie strasznie jest żal, bo już zdążyła ją pokochac, ale z drugiej nie może patrzec, jak kot świruje ze stresu...
ja boję sie, że kolejna przeprowadzka, mimo, że na stare smieci, to jednak będzie kolejne stresowanie.. z drugiej strony nie mam serca patrzeć jak marnieje u mamy.. tak bardzo sie o nia martwię
jestesmy w kropce.. co robic w takiej sytuacji? jeszcze czekac? jesli tak, to ile mozna czekac, zeby kota nie wykonczyć nerwowo, żeby nie skrzywdzić? czy może zabierać ją spowrotem?