» Czw paź 05, 2006 1:49
Ta Pani nie ma wyjścia jak oddac te uratowane ostatnio przez nią kotki do schroniska, ponieważ nie stać ja na utrzymanie tych kotów (bo oprócz tych co ma w domu a ma ich dużo zajmuje się okolicznymi dziko żyjącymi) a nie ma chętnych na maluchy. Sąsiedzi pomagają ile mogą ale w końcu utrzymanie około 40 kotów to nie lada sztuka. I tu nie chodzi jedynie o wyżywienie bo koty sa i odpchlane, i odrobaczane, a te które się uda wyłapać sterylizowane. jeden z miotów kotków, które są u tej Pani razem z matką to kociaki które urodziły sie w korytarzu szpitalnym bloku nota bene porodówki. Wiec kicia wiedziała gdzie iść. Zapakowano ją z drobiazgiem do pudełka i odniesiono tej Pani, która jest pielęgnairką w tym szpitalu na innym wogóle bloku. I tak dobrze, że wszyscy te koty akcpetują na terenie szpitala i udostępnaija im miejsca w ogrzewanych pomieszczeniach piwnicznych czy kotłowni.
Chciałąm pomóc znaleźć małym domki ale to nie takie proste. Ludzie nie chcą kotów nie rozumiem dlaczego. pomimo poszukiwań, wyklejania ogłoszeń i poczty pantoflowej nie udało się znaleźć domków.
I własnie dlatego że nie ma chętnych a koty rosną i mieszkanie na 30 m2 z dwudziestoma kotami z czego połowa to brykające maluchy jest ciężko, maluchy muszą trafić do schronu - przecież lepiej tam niż na ulicę ... Nie myślcie ze Pani Wanda oddaje je z radością, nadal się waha, ale zdaje sobie sprawę ze nie moga u niej zostać na stałe. Nie stać jej na to.
Ja wkrótce wyjeżdżam, ale postaram sie do końca szukać domu chociaż dla Nelusi.
Absolutnie wszyscy moi znajomi i rodzina są już zapchani zwierzakami po dziurki w nosie i nie da rady małej upchnąć nawet na tymczas.
Pomóżcie.
postaram sie wyciagnąć od Pani Wandy jej numer telefonu, może jakimś cudem któś chętny na kicię się z nią skontaktuje.