Urodziły się na działce. Pierwszy tydzień życia spędziły spokojnie pod czułą opieką matki. Potem coś się stało- matka zabrała jedno z kociąt i odeszła, porzucając pozostałą trójkę. Zaopiekował się nimi Dobry Starszy Pan. Pielęgnował je jak umiał- karmił przez strzykawkę przegotowanym krowim mlekiem, poił rumiankiem, bo miały wzdęte brzuszki, masował, owijał w swetry, żeby nie zmarzły. Przyjeżdżał 3 razy dziennie na działkę do kociątek.
Po tygodniu zadzwonił do mnie prosząc o rady, bo kociątka bardzo płakały. Trochę mi włos dęba stanął jak usłyszałam o tej pielęgnacji, ale kociątka przeżyły w całkiem dobrym stanie, były tylko strasznie wygłodzone.



Podsunęliśmy je na próbę innej kociej mamie, która karmi swoje kociątka. Koteczka od razu zaopiekowała się wrzeszczącą trójką: przytulała je, lizała, ciągnęła rozłażące się maluchy do kojca, przyciągała je do piersi i układała się jak mogła, żeby maluchom było jak najwygodniej uchwycić sutki. Ale........ kociaki zapomniały co to jest mama, do czego sł€żą sutki, jak to się ssie....... Z wrzaskiem biegły do ludzi. Koteczka stawała się coraz bardziej zdenerwowana swoją bezradnością i płaczem dzieci. Nie było rady: trzeba było zaspokoić pierwszy głód smoczkiem.
Uspokojone, z pełnymi brzuszkami, zaczęły powoli przypominać sobie ciepło kociej mamy i spokojnie zasnęły wtulone w nią. Patrzyliśmy zafascynowani, urzeczeni potęgą instyktu. Niewiele ludzkich matek przyjęło by z taką miłością obce dzieci.



Niniejszym ogłaszamy konkurs na imiona dla Biszkopcików- dwóch diewczynek i chłopczyka.