romana74 pisze:Wycofałam się ponieważ moja rodzina uznała że nie będzie trzymać kota zamkniętego jak więźnia i patrzeć na to jak jeden wychodzi a drugi tęskni , kiedy już dorośnie i znudzi mu się pluszowa mysz.Pisałam Ci na pocztę że mam duży ogród , mój kot bawi się w nim i nie chodzi po zadnych ulicach , niejeden mógłby mu pozazdrościć.Uważasz że wypuściłabym 8-tyg kotka na ulice Krakowa ??
Nie ma kotów 'domowych' , czasami nie ma po prostu innego wyjścia.
Absolutnie nie uważam, że trzymając moje kocice w domu, też w Krakowie zresztą, robię z nich więźniów. Dość się nasłuchałam i naoglądałam rozjechanych, otrutych i skopanych naśmierć kotów wychodzących. Ostatnio "dobiła" mnie opowieścią jeszcze moja starsza córka, której koleżanki kot, dwie ulice dalej, wychodził od 6 lat tylko na podwórko i niegdzie dalej. Pech chciał, że czegos sie przestraszył i jeden, jedyny raz wyskoczył na ulicę ...prosto pod samochód. To jest tylko zwierzę za które nie dasz gwarancji, że cos go nie zaciekawi, nie spłoszy lub zwyczajnie nie podsypie mu trutki z kretyńskiej złośliwości. Nie wychodzisz z kotem tak jak z psem na spacer gdzie masz go na oku. Trzeba byc odpowiedzialnym za swoje zwierzę, za to co ono może zrobić i za to co jemu mogą zrobić. A jeżeli kot jednak wyjdzie na ulicę i ktoś chcą uniknąć potrącenia kocinki spowoduje wypadek? Wiesz, że za to też odpowiadasz i będziesz musiała wypłacić odszodowanie. Pikuś jak sie skończy na rozbitym aucie. A jak komuś stanie się większa krzywda to będziesz płacic rentę do końca zycia. Czasem nie wiele potrzeba. Ktoś odruchowo gwałtownie zahamuje a ten zanim już nie. Dalsze wydarzenia mozesz sobie dopowiedzieć