nowotwór złośliwy - Pafnucy odszedł ....

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sie 09, 2006 20:44 Re: nowotwór złośliwy - co robić?

Witam. Forum chodzi bardzo wolno...
U nas dalej smutno i przykro.

Odpowiem na pewne wątki gryka27 (choc nie wiem czy wyjdzie mi te cytowanie)
gryka27 pisze:
MonaKicia pisze:Badania morfologiczne krwi wykazały: ALT: 440 (norma=20-107), AST: 242 (norma 6-44), kreatynina 2,0. (podaję najważniejsze odchylenia - ogólnie wyniki nie obiecujące.

gryka27 pisze:To nie sa zle wyniki - relatywinie rzecz biorac.

Mój "wet" twierdzi, że to złe wyniki. A ja musze mu uwierzyć. To on jest lekarzem a nie ja.

gryka27 pisze:Pare pytan - jak sie dokladnie nazywa nowotwor - czy mozesz zacytowac nazwe z wynikow biopsji?

Własnie cytuję. Wiem tyle co powiedział lekarz. Tak też napisano w karcie informacyjnej wizyty, której wydruk mam w domu. "choroba nowotworowa węzłów chłonnych- chłonniak złośliwy".

gryka27 pisze:Czy dajesz nadal kroplowki podskorne w domu? Jesli tak to ile i czy mozesz mi i swojemu kotu zrobic ogromna przysluge i wyrzucic furosemid? (Dawaj kroplowki bez. Nota bene - do wszystkich nerkowcow bez hyperkalcemii i chorob serca - prosze odstawcie furosemid). Jak nie dostajesz kroplowek to zazadaj zeby cie nauczyli i rob w domu (dadza ci furosemid - niech ci daja - po drodze do domu wyrzuc do kosza)

Nie daję kroplówek w domu. Kotek był na kroplówkach dwa tygodnie. Dostawał m.in furosemidum 20 mg każdego dnia. Jeden tydzień podskórnie (wet nie umiał sie wkłuć...), w drugim tygodniu dożylnie (po zmianie pierwszego lekarza). Wet wiedział o chorobie nerek a jednak podawał furosemid - kwestionujesz jego wiedzę? Skoro wet powiedział, że kroplówki już nie potrzebne - to wie co robi. nie wiem co w tym przypadku one wniosą.

gryka27 pisze:
Dlaczego nie wycieli guza? Czy tylko dlatego ze sie przestraszyli nowotworu czy byl jakis medyczny powod po temu? Czy ci powiedzieli?

Nie wycieli gdyż guz był za duży do usunięcia- tak mi powiedzieli.

gryka27 pisze:
Kiedy mowa o zaawansowanym - to znaczy co dokladnie? - czy ci powiedzieli?

Nie wytłumaczyli mi tego. Powiedzieli tylko, że jest to choroba nowotworowa w układzie limfocytarnym a więc rozprzestrzeniająca się w całym organizmie.

MonaKicia pisze:
Zdecydowałam się na leczenie (chemioterapia) Wet wykonał telefon do słynnego lekrza w Warszawie. Nie miał on dobrych prognoz. Leczenie kosztuje 500 zł miesięcznie, a kot przezyje 66 dni. Nie ma szans na dłużej. Poza tym może nie dobrze tolerowac leki......


gryka27 pisze:
Czy mozesz tego twojego weta poprosic zeby mi tez wyliczyl z dokladnoscia do dnia moje przyszle zycie? Bo on niezly fachowiec.

Tak z tego co wiem co najlepszy fachowiec w Polsce - to potwierdzają forumowicze.

gryka27 pisze: 66 dni. A o godzniach nie wspominal?

66 dni- brzmi trochę kontrowersyjnie. Myslę, że dr Jagielski miał na myśli średnią przeżywalność kotów w podobnych przypadkach, z którymi miał do czynienia. Inni weci dają (teoretycznie) od 4 do 6 tygodni czasu na remisję choroby.

gryka27 pisze:Problem w tym ze nie masz dobrej pomocy weterynaryjnej. Niestety z tym sie czesto spotykam wsrod ludzi w Polsce (pisze z USA). Nie potrafia nawet opisac dobrze podstawowych obiawow zwiazanych z chemoterapia. Podejrzewam ze dlatego iz nigdy nie widzieli kotow na chemii. Albo widzieli jednego.

Tu akurat można podzielić Twoje zdanie. Polscy lekarz bazują na wiedzy lekarzy ze Stanów (książki, internet) - tak mówił "mój" wet. Polska to nie Stany. Białystok to nie Warszawa... W moim mieście brak przypadków leczenia kota chemioterapią w chwili obecnej. Nawet nie mam z kim porozmawiać.

gryka27 pisze:Zdecydowalismy sie na chemoterapie bo limfoma jelit jest bardzo bolesna i nie chcielismy patrzec bezradnie jak kot umiera. Chemie przeszla ladnie.

Miała dużo szczęścia.

gryka27 pisze:Pare kotow zmarlo w czasie kuracji ale nie od leczenia tylko od nowotworu.

jak mogło umrzeć od nowotworu? skoro chemia ma na celu "uśpienie" nowotworu? ja już nic nie rozumiem....Może po prostu nadszedł czas skończenia remisji choroby. Piszesz że koty zmarły w trakcie kuracji.. Własnie po to określa się ilośc dni, tygodni, by wiedzieć ile ta kuracja ma trwać.

gryka27 pisze:Wszystkim ktorym sie wydaje ze nowotwory sa automatycznie wyrokiem smierci: nie tylko nie sa, one sa jedna z najlatwiej uleczalnych chronicznych chorob w tej chwili.

Jakoś nie moge w to uwierzyć. To najczęstsza choroba, która zabiera rokrocznie tylu ludzi.

gryka27 pisze:Mam kota z chronicznym stanem zapalnym trzustki - na to nie ma lekarstwa.

Życzę Twojemu kotkowi, by objawy pogorszenia nigdy nie wróciły. Wszystkiego dobrego.

gryka27 pisze:Jak sa pieniadze to to jest dobry cel na to by je wydac.

Wiesz mówi się, że pieniądze są tu najmniej ważne. W perspektywie tych kilku tygodni jego życia, które może stać się pasmem cierpień (choć wiem, że nie musi) pieniądze nabierają innej wartości. I naprawdę mam wątpliwości czy cel ich wydania jest szczytny.

gryka27 pisze:Chemoterapia nie jest gorsza od tego na co on cierpi.

Być może masz rację. Mówisz tak na przykładzie swego kotka. Pamiętajmy jednak że każdy przypadek jest inny. Nie wiadomo jak zareagowałby mój kot więc wniosków nie można uogólniać.


Pozdrawiam Cię i dziękuję za Twoje wnikliwe potraktowanie sprawy. Myślę, że gdybym mieszkała w USA - miała dobrych lekarzy, więcej pieniędzy niż mam, dobre doświadczenia innych właścicieli chorych zwierząt, bardziej elastyczne otoczenie - pewnie tez miałabym tak otwarte podejście do chemioterapii jak Ty. A tak pozostaje mi wiele do gdybania....
Ostatnio edytowano Czw sie 10, 2006 1:16 przez MonaKicia, łącznie edytowano 1 raz

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw sie 10, 2006 0:27

enduro pisze:na forum nie przejawiałem zbytnio smutnych uczuć w sobie, bo ich nie było, tylko czytając, ale jest to pierwszy temat, którym tak naprawdę się wzruszyłem i coś zakręciło się w oku :(


Przykro mi, ze akurat taki wątek połączył mnie i Was drodzy forumowicze. Żałuję, że nie odkryłam Was wcześniej, gdy mój Pafnuś był szcześliwy, a ja mogłam opisywac naszą zwykłą codzienność, która dziś okazuje się taka niecodzienna...

Leżymy sobie teraz na podłodze w przedpokoju (Pafcio wybrał te miejsce i "lubi" je od tygodnia), patrzymy sobie w smutne oczy i wspominamy gdy co dzień rano razem piliśmy kawę (tzn ja piłam, a dla kotka czerwony kubek był znakiem że można wskoczyć na kolanka i pomruczeć); pamiętamy o naszych balkonowych spacerach na smyczy wzdłuż sznurka od bielizny; uśmiechamy się na myśl o tym gdy mama w kuchni szykowała rybkę i koniecznie trzeba było jej troszkę skubnąć; pamiętamy o tym jak dawno temu Pafnuś wylosował mi ściągę - temat na maturę z polskiego (który potem prawie, że powtórzył się i sprawdził :wink: ; będziemy tez słodko wspominać moje powroty do domu i milutkie powitania; nadbitą ozdobna michę z kolekcji mamy, która zyskała na uroku:), wieczorne pisanie na komputerze i spanie na klawiaturze.... i wiele wiele więcej rzeczy, które kiedyś były zwykłe i normalne, a nagle stały się niezwykłe i magiczne. I znów prześladuje mnie cytat ks. Twardowskiego "Śpieszmy się kochać....".....

Szkoda, że dopiero w obliczu tak dramatycznych wydarzeń człowiek potrafi docenić i dostrzec ,że te drobiazgi są w sumie najpiękniejsze w życiu. Trudna lekcja...
Ostatnio edytowano Czw sie 10, 2006 1:37 przez MonaKicia, łącznie edytowano 1 raz

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw sie 10, 2006 0:44

Slonko_Łódź pisze:MonaKicia a nie masz możliwości konsultacji z innym wetem?

Słonko_Łódź - konsultowałam sprawę z kilkoma weterynarzami. Z trzema którzy badali Pafnucego i trzema, którzy wypowiedzieli się tylko teoretycznie. Wszyscy przyznają, że nie ma już szans na długie życie. Większość z nich odradza chemioterapię i namawia do uśpienia...

Slonko_Łódź pisze:Może telefon do Wrocławia?

A we Wrocławiu jest jakiś specjalista, który może pomóc w tym przypadku?

Slonko_Łódź pisze:Przecież transport i kasę by się jakoś załatwiło...

Tak... widzę, że naprawde można na Was liczyć i gdyby nagle była taka potrzeba to wierzę że byście pomogli. Za to bardzo dziękuję

Slonko_Łódź pisze: A jak Kicia się czuje? Dobrze czy widać, że nie bardzo?


Martwie się o moja Pafnusiową kicię. Cały czas leży, tak jakby w pół śnie. Czasem idzie napić się wody, ale pije malutko i bardzo ostrożnie długo siedząc nad miseczką. Nic nie je... Karmię strzykawką - niewiele mi się udaje mu podać, widzę że to kotka stresuje i denerwuje. Robi siku do kuwety. Gdy podchodzę do niego "zagaduje" mnie. Jest chudziutki.... Gdy przenosze go na kanapę lub na parapet gdzie zawsze lubił leżeć, toleruje to przez parę minut, następnie zeskakuje i znów udaje się do przedpokoju. Nie ulega wąpliwości, że jest słaby, z drugiej strony widzę, że leży czasem z głową uniesiona wysoko, przymróżonymi oczkami, wyglądając tak jakby tej choroby nigdy nie było...

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw sie 10, 2006 1:01 Re: nowotwór złośliwy - co robić?

Beliowen pisze:I mimo wszystko - to piszę do gryki27 - od ustalania rokowań i ordynowania leczenia są nie fora internetowe, tylko ci którzy biorą odpowiedzialność bezpośrednią za pacjenta.

Beliowen - bardzo dobra polemika i sensowne argumenty.

Beliowen pisze:...zalecanie modyfikacji leczenia bez wywiadu i bez znajomości historii choroby i wszystkich okoliczności jest błędem w sztuce. Nawet przy najlepszych intencjach z Twojej strony.

Ja też myślę, że gryka27 chce pomóc. Jednak również podzielam zdanie, iż nie powinno się podważać autorytetu i wiedzy lekarzy mających kontakt z pacjentem.

Beliowen pisze:MonaKicia, komuś trzeba w leczeniu zaufać..... najlepsi są ci, którzy mówią nam prawdę.

Weterynarz prowadzący Pafnucego cieszy się dobrą opinią w moim mieście i ma naprawde super podejście do kotów. Zaufałam mu.

Beliowen pisze:Istotne jest żeby nasz przyjaciel nie cierpiał w imię naszej miłości (.....) dopóki ma siłę żyć wiele może się zdarzyć.

Dojrzałam już do tego by pożegnać się unikając cierpienia. Ale czy to źle i głupio, że wciąż liczę na cud....

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw sie 10, 2006 7:44 nowotwór złośliwy

MonaKicia, to nie glupio ze liczysz na cud.Nadzieja zawsze umiera ostatnia.Teraz trzeba te dobre chwile wspominać i w odpowiedniej chwili
miec silę żeby zdecydować o nieprzedlużaniu cierpienia koteczka
w imię miłości do Niego.
Mocno Cię przytulam.

gisha

 
Posty: 6080
Od: Wto sty 17, 2006 12:01

Post » Czw sie 10, 2006 8:15 Re: nowotwór złośliwy - co robić?

MonaKicia pisze:Dojrzałam już do tego by pożegnać się unikając cierpienia. Ale czy to źle i głupio, że wciąż liczę na cud....

Ani źle, ani głupio.

Moc ciepłych myśli dla Was obojga.
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Czw sie 10, 2006 8:34

MonaKicia,
pożegnałam w tym roku dwa koty - w kwietniu mojego najukochańszego Pisia-cukrzyka, mojego pierwszego w życiu kota, który spędził ze mną prawie całe swoje siedmioletnie życie oraz w lipcu nie mniej kochanego Franka, który po trzech miesiącach od przybycia ze schroniska odszedł na FIP. W odbydwu przypadkach to ja musiałam podjąć decyzję - tak jak Ty teraz...
wypłakałam przez te miesiące jezioro łez - walcząc najpierw o jednego, a potem o drugiego, nadzieja przeplatała się ze świadomością nieuchronnego odejścia, potem nadziei było coraz mniej a w głowie tylko jedno pytanie: jak mam wiedzieć, że to już jest TEN moment ? gdzie jest granica - kiedy już nie pomagam a tylko przedłużam cierpienie...
i w jednym i w drugim przypadku gdy przychodził TEN dzień wiedziałam, że to JUŻ...
i chociaż nigdy nie pozbędziesz sie wątpliwości, chociaż zawsze będziesz widziała jego oczy w ten ostatni dzień, chociaż będziesz sobie robiła wyrzuty, że mogłaś coś zrobić inaczej albo lepiej to będziesz jednocześnie wiedziała, że zrobiłaś to, co dla niego najlepsze
wiem, co czujesz i wiem jak Ci ciężko
bardzo pozdrawiam
trzymaj się
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto sie 15, 2006 1:32

Pafnuś odszedł. Jest juz w Krainie Wiecznego Mruczenia. Już jest szczęśliwy.

Odezwę się potem.
Bardzo mi smutno. W domu pusto.....

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Wto sie 15, 2006 6:55

Przytulam Cie mocno.... Pafcio bryka za Tęczowym Mostem. Już nic go nie boli... Czekali tam na Niego wszyscy, którzy poszli tam wcześniej.... Może wróci w innym futerku... Do zobaczenia Pafnucy [*]
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.

Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker

Slonko_Łódź

 
Posty: 5664
Od: Pt cze 10, 2005 7:36
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto sie 15, 2006 7:37

Pafnucy już nie cierpi. Wiem, że jest Ci bardzo smutno, ale to jedyna pociecha w takich chwilach - że już go nie boli, że gdzieś tam jest szczęśliwy i na Ciebie czeka, kiedyś, kiedyś spotkacie się.
[']['][']

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto sie 15, 2006 9:06

:cry: :cry: :cry:

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto sie 15, 2006 9:32

Pafnucek już na pewno spotkał się z naszym Nitulkiem i razem z innymi urządzają sobie gonitwy o czwartej nad ranem w kocim niebie
Bardzo Ci współczuje i przytulam
Obrazek
Nie ma Sopelka :(

tanita

 
Posty: 2891
Od: Śro lip 27, 2005 22:17
Lokalizacja: Warszawa-Bródno, forpoczta Mafii Tarchomińskiej

Post » Wto sie 15, 2006 9:42

[`][`][`]
Lisiaczku[`] herszcie nasz, nie ma nas bez Ciebie :( Nunku[`] krowinko najpiękniejsza :( Plupluniu głupiąteczko[`]
07.03.2019 KONIEC WSZYSTKIEGO, KONIEC MNIE: Busiunia [`]
16.05.2017 PĘKŁO MI SERCE: Żabciu najukochańszy Skarbie[`]
Maciejku[`] Buniu[`] Placuniu[`] Glamutku[`] Bidonku[`] Tadzinko[`] Gadziu złotooka[`]

Wielbłądzio

Avatar użytkownika
 
Posty: 14515
Od: Sob mar 25, 2006 15:11

Post » Wto sie 15, 2006 10:25

:cry: bardzo współczuję.

[']
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18777
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Wto sie 15, 2006 10:41

Mona, czytalam, choc nie pisalam.
Serdecznie wspolczuje :cry:
Pafnucy juz szczesliwy [']...
Malgorzata,
Wieslaw, Matylda, Bazyli za TM, Rozalia, Kazio,Iwan i mala Klara
Obrazek

Malgorzata

 
Posty: 3775
Od: Sob lip 12, 2003 20:09
Lokalizacja: Piaseczno

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 202 gości