nowotwór złośliwy - Pafnucy odszedł ....

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sie 05, 2006 11:13

Ja tez ci zycze słusznej decyzji, przezyc z kotem tyle lat a potem stanąc przed takim dylematem to naprawde trudne. Współczuje i wspieram :(
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob sie 05, 2006 11:36

Jest mi bardzo przykro...

Moja pierwsza, ukochana nad życie kotka, miała raka. Długo walczyłyśmy z chorobą, bardzo długo i nawet były efekty, ale pojawiły się przerzuty w płucach. Zdecydowałam się na chemioterapię (u tego słynnego doktora z Warszawy). Chciałam przedłużyć życie Myszy o te kilka miesięcy, bo tylko tyle można chemioterapią.

Pierwszą chemię (kroplówka) Mysza zniosła bardzo źle. Następnego dnia była poprawa, ale po kilku dniach Mysza bardzo źle się poczuła, zaczęła się dusić. I wtedy zrozumiałam, że nie mam prawa. Że tylko przedłużam jej cierpienie, że nie mam szans jej wyleczyć, a ona już nigdy nie poczuje się dobrze na tyle, żeby cieszyć się życiem.
Dzień później przyjechał wet i pomógł Myszy odejść. Zasnęła u siebie w domu, na moich rękach. To było ponad rok temu, a ja do dziś mam łzy w oczach, kiedy myślę o Myszy.

Czasem te najtrudniejsze decyzje są najlepsze.

Dopóki jest nadzieja na wyzdrowienie trzeba walczyć jak lew, czasem wbrew zwierzęciu. Ale jeśli nadzieji już nie ma...

Przesyłam ciepłe myśli.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Sob sie 05, 2006 11:40

Dorota pisze:Badzcie razem jak najdluzej!

Kciuki!

Ja powiem inaczej - badzcie razem jak najlepiej, a nie jak najdluzej...
Wspolczuje Ci bardzo :(
Kciuki oczywiscie trzymam.
Czasem sprawdzianem sily naszej milosci jest to, ze pozwalamy ukochanemu odejsc :(
Tez mam taka decyzje za soba i wiem, ze zawsze jest ona trudna.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88474
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Sob sie 05, 2006 11:46

prawie sie poryczałam, czytając ten watek :(
Mona Kicia, życzę ci, żebyś podjęła decyzję najlepszą dla kota i dla ciebie i żeby jego ostatnie dni (no niestety tak to wygląda) były szczęśliwe...

Ivette

 
Posty: 3716
Od: Sob lis 19, 2005 17:05
Lokalizacja: warszawa

Post » Sob sie 05, 2006 13:22

Witajcie Kochani

Dziękuje Wam za wszystkie słowa otuchy i wypowiedzi. To dla mnie bardzo ważne w tych trudnych chwilach. Tak naprawdę decydujące będą te dwa dni (dziś i jutro). Zobacze czy kotek coś zje, jak przyjmie tabletkę....

Blue - "przełamać strach...." Wciąż nie wiem czy to już pora... Nie robiliśmy testu na FIV...Lekarz stwierdził, że to niepotrzebne...Tylko na białeczkę- wynik ujemny.

annskr - Może rzeczywiście jest tak, że lekarze namawiają do leczenia, bo dla nich liczy się przypadek. Mają możliwość obserwacji, zdobywania doświadczenia. Zresztą ich to nic nie kosztuje, za leki płaci właściciel zwierzęcia. A oni tylko je dawkowkują. Ten mój wet nie namawia tak nachalnie do leczenia, ale zauważyłam, że jest ciekawy jak kotek zareaguje na pierwsze leki....Jeśli ma być tak, jak u Twego kolegi to ja tego nie chcę...

Dorota, nongie - dziękuje.

kota7 - Twój pomysł wiele wnosi.... Ja niestety nie wiedziałam, że jest taka możliwość. Nie wiem też czy akurat w tej lecznicy by się na to zgodzili. Ale w razie czego to jest to najlepsze wyjście z mozliwych. Piękna ta Twoja pierwsza kocia miłośc.

bechet - masz za sobą to, co akurat przede mną, więc pewnie bardzo dobrze mnie rozumiesz. Czy także podjęłaś decyzję o leczeniu chemioterapią? To piekne, że kotek odszedł na Twoich kolanach.


Słonko_Łódź - Dzielny Miodzio i Ty razem z nim. Decyzja o eutanazji zawsze zostawia ślad na długie lata. Zadaje się tysiące pytań czy dobrze się robi. Ale rzeczywiście gdy nie ma już żadnej nadziei ....


ariel - bardzo Ci współczuję. Gorąco Cie pozdrawiam. Trzymaj się. Na pewno zrobiłaś co to najlepszego dla swojego kotka. Tylko skąd wiedzieć że to akurat ten moment? Zachowanie mojego kota świadczy o tym, że cały czas walczy i powraca do sił.

Anka - własnie waham się cały czas. Niby kot walczy, przeszedł już tyle, że szkoda to zaprzepaścić, ale skoro wszyscy piszą, że teraz będzie już coraz gorzej...

Moś- dzięki za wsparcie.

Jana - Bardzo ważne jest dla mnie Twoje doświadczenie. To co piszesz nie nastraja optymistycznie. Jeśli możesz napisać ile udało Ci się utrzymać swego kotka w dobrym zdrowiu i samopoczuciu podczas tej walki? "Słynny lekarz z Warszawy" daje tylko 66 dni. Przecież tu nie chodzi o ilość tylko o jakość życia. Masz całkowitą rację-przecież wiadomo, że kotek nie wyzdrowieje... Gratuluje Ci siły w podjęciu ostatecznej decyzji. Jeśli możesz powiedzieć mi coś jeszcze odzywaj się.... Pozdrawiam.

Zuza, Ivette - dzięki za Wasze głosy.

Zacznę równiez godzić się z myślą o odejściu kotka w domu, choć ciągle nie wiem czy to dobra decyzja. Szkoda, że nie wiem jak Pafnucy zareaguje na leki, czy nie wyrządzę mu krzywdy? Tyle przeszedł, może jednak warto walczyć dalej?....

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 13:38

Dopoki on walczy - to warto. To Ty go znasz i jako jedyna chyba bedziesz widziala czy ma jeszcze cos z zycia czy juz ma dosyc... Ja wiedzialam.

I cuda sie czasem zdarzaja... medycyna to nie matematyka...

Niestety finansowo pomoc nie jestem w stanie :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88474
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Sob sie 05, 2006 13:39

Tu jest wątek http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=1280730#1280730 (na pierwszej stronie są odsyłacze do poprzednich wątków i etapów, bo i trwało to wszystko długo).

Mysza miała raka sutka, potem przyplątała się choroba trzustki, a kiedy udało się ją z tego wyciągnąć, to zaczęły się przerzuty.

Dr Jagielski, kiedy już było wiadomo, że przerzuty są w płucach i nic nie da się zrobić, po prostu przedstawił mi wszystkie opcje - bez chemii i różne możliwości chemioterapii. Do niczego nie namawiał, nie sugerował żadnej decyzji, zapytany wprost, powiedział, że on dostarcza informacje, ale ja decyduję. Powiedział, że chemia u zwierzęcia to tylko przedłużenie życia o kilka miesięcy (trzy), że dłużej chemii nie robi. Ale najważniejsza jest dobra kondycja - temu służy chemioterapia. Jeśli działa i zwierzę nie cierpi, ma sens. Mysza nie zareagowała tak dobrze, jak się spodziewałam, dlatego nie ciągnęłyśmy tego dłużej.

Jeśli mam być szczera, to dziś nie zdecydowałabym się na chemię. Ale tego nauczyło mnie dopiero doświadczenie.


A odkopując wątek Myszy poryczałam się jak bóbr :oops:

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Sob sie 05, 2006 13:44

Z chemioterapią, a raczej z reakcją na nią jest chyba faktycznie różnie. Rozmawiałam z kobietą, której zwierzęciu chemioterapia wydatnie poprawiła komfort życia. Pisał też chyba kiedyś o tym w jakimś artykule właśnie dr Jagielski. Więc próbować można, tylko właśnie z tym nastawieniem, co Ty, Jano - że jeśli okaże się, że po chemioterapii zwierzę czuje się źle, to nie przedłużać.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Sob sie 05, 2006 13:47

MonaKicia, życzę Wam, by stał się cud.
A o ile się taki nie stanie w sensie zdrowotnym, to niech stanie się cud w postaci pogodzenia się z tym co nieuniknione. I cud spokoju w przeświadczeniu o podjęciu dobrej decyzji. Trzymaj się.
Obrazek

dakota

 
Posty: 8376
Od: Wto lis 16, 2004 15:06
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Sob sie 05, 2006 14:24

zuza pisze:Dopoki on walczy - to warto.

Właśnie Zuza. Teraz, gdy patrzę jak on myje się, pije sobie wodę, załatwia się do kuwety, "rozmawia" do mnie, jedynie widać, że jest słabszy niż zwykle - myślę, że leczenie ma sens. Jednak mam świadomość, że może poczuć się gorzej...

Niestety finansowo pomoc nie jestem w stanie :(


To bardzo szlachetne z Twojej strony, że o tym pomyślałaś. dziękuję za dobre chęci. Wiem, że wiele kotów jest w potrzebie. Mój ma dom, ciepłe posłanie, jedzenie. Nie jest źle. Najgorsze jest to, ze trzeba wyłożyć od razu te 500 zł a nie np w ratach. Tymbardziej ze jestem po dwóch tygodniach diagnostycznego leczenia... Nie śmiem prosić o pieniądze. Chyba, że akurat ktoś miałby ich w nadmiarze i nie sprawiłoby to wyrzeczeń...

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 14:26

Niestety nie wyszło mi z tym cytowaniem. Jeszcze raz.

[quote="zuza"]Dopoki on walczy - to warto.

Właśnie Zuza. Teraz, gdy patrzę jak on myje się, pije sobie wodę, załatwia się do kuwety, "rozmawia" do mnie, jedynie widać, że jest słabszy niż zwykle - myślę, że leczenie ma sens. Jednak mam świadomość, że może poczuć się gorzej...

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 14:29

Ja bym powalczyła do końca, dokąd się bezie dało.

Pisze pw.

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Sob sie 05, 2006 14:32

Jednak nie umiem cytować :?

Jana - dziękuje za ten link. Przeczytam sobie na spokojnie. Nie możesz mieć wyrzutów sumienia, że zdecydowałaś się na chemioterapię- zrobiłaś to w jak najlepszej wierze. Twoja Mysza akurat zareagowała nie tak dobrze jak sobie wyobrażałaś. Ale wazne jest to, że spóbowałaś jej pomóc. Przykro mi, że naraziłam Cię na smutne wspomnienia... Przepraszam....Pomyśl, że to właśnie te wspomnienia wypełniają nasze życie i uczą nas radzić sobie z tym co znów daje nam los. Trzymaj się. Wszystkiego dobrego. Gdy będę miała jakies pytania czy mogę Cię jeszcze tu wywołać, czy to dla Ciebie zbyt bolesne?

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 14:40

Anka, dakota, Zakocona - zachęcacie mnie do walki. To tez jest mi potrzebne. Wiem, że ta walka nie może odbywać się za wszelką cenę.

Czuję, że moje otoczenie (znajomi) dziwnie na mnie patrzy.... Ja wiem, że ilu ludzi, tyle poglądów. Babcia zawsze powtarzała mi, żeby wierzyć, że cuda się zdarzają...

Może tę lekcję powinnam teraz wziąć sobie do serca.

MonaKicia

 
Posty: 117
Od: Pt sie 04, 2006 20:20
Lokalizacja: Białystok

Post » Sob sie 05, 2006 15:43

Ja też Cię zachęcam do walki. Z całych sił i do końca.... A kiedy jest kres walki dla mnie to już pisałam- ból. Ale może sie udać. Kroker u mnie w domu miał wyrok w zawieszeniu na dwa tygodnie. Nasza pani dr i ja postanowiłyśmy mu te dwa tygodnie wydłużyć.... I obrzęk rdzenia kręgowego, który cały czas był zmniejszył się. Kroker dzisiaj jest już prawie cały dobry. Yennefer, która śpi właśnie rozwalona na 2 metrowym łóżku leżała w schronie jak "kot nierokujący", nis sikała, nie chodziła. Miodzio też dzisiaj by miał szanse- wtedy nie wiedziałam co robić i podjęłam błędne decyzje na początku- leczyłam rany zamiast operować kręgosłup..... Te koty, nie miały szans wg większości weterynarzy. A żyją, są prawie sprawne a na pewno szczęśliwe. Próbować musisz- czasami sie udaje... Trzeba tylko wiedzieć kiedy się poddać. Ale może zdarzy się cud.... Może pomyłka w diagnozie... Choroba przestanie się rozwijać... Musisz sprawdzić. Bez walki nie wolno sie poddawać.
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.

Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker

Slonko_Łódź

 
Posty: 5664
Od: Pt cze 10, 2005 7:36
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 253 gości