Czytamy od wczoraj wieczorkiem... trochę zagubieni.
Dlaczego mi wpada taki tekst, że "można przecież utworzyć inny fundusz i na innych zasadach"? ...a bo o tym, żeby znaleźć sposób na organizację środków finansowych na pomoc zwierzątkową to myślę od paru lat. A dlaczego dotąd nie zrobiliśmy tego? ...a bo ze mnie d... nie organizator
Wiem też, że publiczne pieniążki - a takie to by były przecież - rządzą się swoimi prawami. Serce i chęć niesienia pomocy to jedno, drugie to wiele zależności i implikacji. Siostra Zosi jest weterynarzem - ktoś, kto ją zna będzie wiedział, ale może być tak, że ktoś zarzuci, że fundusz "napycha jej kieszenie". Ja fotografuję - też koty komercyjnie. Ktoś kiedyś mi zarzuci, że dorobiłem się i rozreklamowałem kosztem biednych kotów. Dlatego staraliśmy się być z boku stowarzyszeń i organizacji, pomagając w miarę możliwości i robiąc to, co wpada w ręce.
Boję się takich rzeczy, nie o siebie tylko o powodzenie przedsięwzięcia, bo takie ewentualne zarzuty mogą rzucić cień na jasność i klarowność. W naszych czasach i rzeczywistości opieka nad zwierzetami potrafi być enklawą, w której można zmieścić wiele niejasności lub niemal jawnych przekrętów (tu mogę przytoczyć z przeszłości wieloletnią walkę w Łodzi o zmianę dyrektora schroniska) i ta klarowność jest bardzo ważna, choćby dlatego, żeby pokazywać społeczeńtwsu że może być inaczej. To też jest swoista misja o której myślałem - przykłady działania, które maksymalnie jednoznacznie i przejrzyście jest pomocą zwierzątkom i niczym więcej. Nie bardzo mamy taką możliwość, będzie poniekąd rzutowało to, co robimy zawodowo.
Co do samego pomysłu to składki miesięczne i stałe źródło zasilania taiego funduszu to jest potężną siła, która pozwala na uruchomienie większych pieniążków niż znajdują się aktualnie, pozwala na obliczalność możliwości na przyszłość, w planach.
Drugą rzeczą jest system podejmowania decyzji i wyboru gdzie fundusz miałby mieć swój udział i wsparcie. Na wszystkie nie starczy. Jeśli chodzi o decyzje własne, indywidualne to podejmujemy je w odruchu serca, natomiast publiczne pieniążki wymagają uzasadnień, wymagają większej jasności, bo serce trudno przełożyć na słowa, kiedy wszystkie historie są poruszające.
Trzecią kwestią jest to, że w obecnej sytuacji fundusze takie nie mogą liczyć na zasilanie od państwa, najwyżej na to, co ludzie przekażą. Organizacja funduszu na większą skalę pochłania środki. Bezpośrednie przekazywanie - jak na Kocim Bazarku - jest tańsze, nie pociaga za sobą ubocznych kosztów organizacyjnych. Świat znajduje rozwiązanie tego - w krajach, gdzie kapitalizm jest dłużej i jest stabilniejksza i normalniejsza sytuacja ekonomiczna stowarzyszenia i fundacje obracają powierzone pieniążki, zarabiając nimi na swoją działalność. Bazują na własnych zyskach i też niweluje ten bezsens kosztów ubocznych.
I tak podzeliłem się z Wami tym "kubełkiem zimnej wody" z którym - odkąd zacząłem oglądać problem - nie wiem co zrobić i nie bardzo wiem, jak rozwiązać.
Kubełek jest mimo tego, że wzruszyła nas bardzo taka reakcja, że nie zostaje tylko smutek, że daje on energię do kociej misji.
