mamuniu, dziewczyny, jakbym zeszła nagłą śmiercią to przez lekarza co mi receptę dał. bardzo możliwe, że na arszenik.
po pierwsze to był ten, który kiedyś nawrzeszczał na mnie i złośliwie dał mi antybiotyk w żelatynie, choć wiedział, że go nie zjem i że jestem koszmarnie chora i bardzo go potrzebuję.
Ja byłam potem na skarżyć na niego u szefostwa.
a dziś w ogóle koszmar.
w przychodni na Pradze odesłali mnie na Wolską do szpitala - że to musi być od chirurga i w ogóle specjalna kartka, że mają zaszczepić. ???. hmmm, no dobra.
zadzwonilam do mnie do przychodni w pracy, akurat miał być lekarz więc pojechałam.
w rejestracji panie zaklinały mnie na świętości, żebym szła do szpitala i najlepiej na chirurgię i w dodatku na okoliczność wścieklizny.
I że na to powinnam się głównie szczepić.
a lekarz jak powiedziałam o co chodzi, powiedział, że jako dziecko byłam szczepiona.
wyłuszczyłam mu, co pamiętałam z kursu dla instruktorów jazdy konnej, że szczepionka działa coś z 10 lat i że mi się właśnie kończy, więc może jednak.
westchnął ciężko i zaczął szukać w takiej wieeeeelkiej książce z wszystkimi lekami jakie są, a trwało to z 40 minut.
w końcu znalazłam sama
a on wypisał i podbił receptę.
ale nie wiem, czy ja dobrą znalazłam...
w aptece jednaj nie mieli, w drugiej zapłaciłam 3 złote, więc boję się, że to nie to samo, co Jana brała.
więc jak znajdziecie mnie ze szczękościskiem, to znacie okoliczności...
a ręka boli mnie jak cholera.
sib
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.