Merivie jest smutno.
Pewnego dnia obudziła się rano i uświadomiła sobie, że już minęło wiele wiele dni od czasu, kiedy ktoś o nią pytał. Tyle miesięcy i ten jeden raz o nią zapytano. Odwiedzono ją. Meriva zrobiła co mogła. Dała się na pierwszej wizycie (!) pogłaskać a nawet bawiła się przy gościu. Trzęsły się pod nią łapki, bo nie jest najodważniejszym z kotów, ale postanowiła iść na całość. Taka szansa - myślała - trzeba się posatrać. To cud! Kiedy znowu ktoś zapyta o dorosłego, alergicznego kota, którego nie da się karmić byle jak, bo linieje... I wydawało się, że Meriva wygrała. Miała zaczekać jedynie dwa tygodnie. Czeka nadal.
Tego dnia, kiedy obudziła się myśląc o upływającym czasie, postanowiła wziąć sprawy w swoje łapy i przygotować się do drogi. Przecież jeśli kot zacznie się pakować to znajdzie się ktoś, kto kota przygarnie. Jak rzeczy nie chcą dziać się po kolei, tak jak trzeba - kot musi im pomóc. I Meriva postanowiła pomóc rzeczom w nabraniu właściwego beigu. Nie mogła sama siebie adoptować i zabrać, więc, jak już wspomniałem postanowiła się spakować. Wtedy będzie bliżej celu i zostanie tylko połowa spraw do załatwienia. Wtedy wystarczy znaleźć dom. To dużo, owszem, ale i tak mniej, niż znaleźć dom i dopiero się pakować.
Kiedy patrzyłem jak Merivka, poczciwinka kochana lustruje pudełko na balkonie nie mogłem się oprzeć myśli, że tak właśnie postanowiła zabrać się za nadawanie biegowi spraw właściwego kierunku... Nie moglem się oprzeć myśli, że kiedy widzę ją rano smutną na legowisku, widzę kota, który przeżył zawód... Wiem, wiem... to niemądre i emocjonalne... Wiem, jestem nawiny i egzaltowany, kiedy tak piszę... Nic jednak na to nie poradzę, że takie myśli chodzą mi po głowie. Taki wspaniały kot. Czasem płacze w nocy, zrywa się i biegnie na brzeg kuchennego blatu i woła nas rozpaczliwie. Jest bardzo szczęśliwa, kiedy się ją przytuli, wycałuje po brzuszku, ukocha, da dwa ziarenka karmy. Zasypia spokojnie.
Co jej się śni, że budzi się z płaczem? Koszmarny czas na podwórku, na którym wegetowała pod drzwiami domu cała w strupach, obłażąca z sierści, dręczona alergią tak bardzo, tak bardzo przez nią oszpecona, że sąsiedzi do dziś pamiętają tego chorego kota? A może śni się jej dom, którego wciąż nie i budzi się smutna, że nikt jej nie zechce? Nie wiem.
Wiem jedno - Meriva to wspaniały kot, któremu los wyciął kolejny numer.
Meriva szuka bardzo dobrego, odpowiedzialnego domu.