miałam pisać pracę mgr, ale nie mogłam się powstrzymać
oto najnowsze wieści.
Malinka:
- chodzi swobodnie po domu (nie szura brzuchem po podłodze), wyleguje się na dywanie, parapecie, tarza się brzuszkiem do góry i grucha sobie;
- bawi sie z moim kocurem, śpią razem, miziają się;
- bawi się zabawkami, łapie muchy, galopuje w nocy;
-
czasem pozwala do siebie podejść i się pogłaskać (!!!);
- śpi w nogach mojego łóżka.
Jest jeszcze mocno nieufna, ucieka i chowa się, ale poza tym robi wszystko to, co normalny kot powinien robić. Na pewno nie sika pod siebie przy próbach dotknięcia jej i nie siedzi caly czas pod stołem. Zesiusiała się właściwie tylko 2 razy i to na samym początku. Teraz z dnia na dzień jest coraz bardziej zrelaksowana, odważna i wesoła. Czasem nawet podchodzi i z zaciekawieniem obserwuje, co robię.
Oświećcie mnie, dlaczego adopcja tego kota się nie udała?? Dlaczego po dwóch miesiącach pobytu w nowym domu Malinka wróciła taka znerwicowana i uwsteczniona? Ludzie, którzy ją wzięli byli naprawdę ciepli i mocno się starali. Może dzieciak jej dokuczał? Przecież kontakty Malinki ze mną też wcale nie są przyjemne - musze ją czasem wyciągnąć siłą do weta, albo po to, by dać jej zastrzyk. Dlaczego koty, które u mnie robią duże postępy, u innych (
fajnych) ludzi okazują się być "dzikie" i "niezsocjalizowane"??
Powiedzcie, czy ten kot wygląda na takiego, który "robi pod siebie przy próbach zbliżenia się do niego"?
PS. Malinka podobno jeżyła się i syczała na swoich poprzednich opiekunów. Ja ani razu jej takiej nie widziałam. Musiałabym sie naprawdę mocno nagimnastykować, żeby mała fuknęła, bo to wyjątkowo łagodny i grzeczny kot. Nigdy mnie nawet nie drapnęła.
Nie wiem, czy coś się niedobrego działo w tamtym domu czy to Malinka po prostu tak źle się tam czuła.
