dronusia pisze:DeLimiter - wspaniały opis! Cudowny... pisz częściej, nie macie może jeszcze jakiś 'problemów' ?

Było tego sporo; ponieważ z natury jestem optymistą (to jest moja obrona przed niegodziwościami czasów teraźniejszych), postaram sie, w miarę wolnego czasu napisać nieco o jaśniejszych stronach naszego pożycia z przezwyczajnym, nadzwyczajnym Kotem.
Historia sprzed kilku miesiecy:
Smutny, zimowy wieczór, pada deszcz ze sniegiem, czeka nas kolejna wizyta u weterynarza...
Kot nauczony przykrymi doświadczeniami, widząc mnie ubierającego się w ciepłą kurtkę, podejrzliwie na mnie spogląda i zaczyna rakiem wycofywac sie na z góry upatrzone pozycje, tj. do wnętrza kanapy w pokoju "komputerowym". Wie doskonale, że wydobycie go z rzeczonej kanapy wymagać będzie skoordynowanych wysiłków całej rodziny, ponieważ nie raz z satysfakcją patrzył z czeluści kanapy, jak ten mebel w pocie czoła odsuwamy od ściany i gmeramy w jego zakamarkach w poszukiwaniu Graala, tj. Kota. Muszę wyjaśnić, że kanapa stoi w bardzo wąskim pokoju, praktycznie używanym wyłącznie do internetowego surfingu, i jej otwarcie jest możliwe po odsunięciu od ściany. Ponieważ przeróżne, niewątpliwie bardzo potrzebne bambetle do niej zapakowane znakomicie powiększają ciężar tego mebla do wagi zbliżonej do 100 kilogramów, nie jest łatwo...
Po zakończeniu tych zmagań, rzucam się do wnętrza mebla w porywie desperacji i szanowny Kot po chwili znajduje się za tzw. pazuchą, ponieważ wcześniej zakupiony kontenerek został przez niego potraktowany ze złośliwą pogardą, a mówiąc szczerze, po pierwszym wejściu zrobił w nim aromatyczną kupę, ofukał i nigdy więcej nawet do niego sie nie zbliżył. Wielokrotne próby przekonania go do ponownego wejścia do środka zawsze kończyły się niepowodzeniami, czyli pogoniami, donośnymi miałkami, po czym ja, moja żona i nasze małoletnie dziecko poddaliśmy się wobec stanowczego oporu Kota.
Wychodzimy w końcu, ale napięcie rośnie, jak u Hitchcocka;-) Kot uznał, że najbezpieczniej będzie zza pazuchy wpełznąć do lewego rękawa mojej kurtki, co powoduje, że lewica moja usztywnia się błyskawicznie, dociążona prawie pięciokilogramowym, przerażonym dzikusem;-)
Mijam kilku spóźnionych przechodniów spoglądajacych sie na mnie z wyraźnym współczuciem, pewnie myślą, że złamałem sobie kończynę i biedny idę z wyprostowaną lewicą, niby jakiś pogrobowiec Hitlerjugend;-) (chociaż do małolatów już niestety nie należę...).
Po kilkunastu minutach docieram per pedes (jesteśmy ubodzy i nie dysponujemy autem)do Przychodni, przed wejściem której, nie bacząc na zadymkę sniegowo-deszczową zzuwam z siebie kurtkę razem z kotem i poruszające sie zawiniątko przekazuję medykom. Moja lewica opada bezsilnie...
W drodze powrotnej jest podobnie, tyle że tym razem pada na prawicę, co zapewnia stosowną równowage polityczną;-)
Pozdrawiam
DeLimiter
PS Przepraszam za brak puenty, chaos, błędy, itp; piszę po powrocie z małej piwnej libacji, zorganizowanej w celu, jak to ś.p. Hłasko cudnie wymyśłił "aby wyrobić się towarzysko"