Daphne bez zmian... Czekamy.
Marzę o tym, że pewnego dnia Chiara będzie mogła wpisać tu bardzo radosne wieści...
Co do łapanki wczorajszej - zaraz po telefonie Ryśki rozmawiałem z dyżurnym straży miejskiej, wszystkie argumenty przyjął, co więcej umówiliśmy się, że mu drogą oficjalną podrzucę papiery, które pozwolą strażnikom jakoś weryfikować informację. Był bardzo miły i współpracujący. Myslę, że ze Strażą mamy kłopot z głowy. Tym bardziej, że mam chytry plan Panów strażników do działań włączyć i skorzystac z ich mundurowej powagi dla dobra kotów... Mam wrażenie, że będą zainteresowani.
A tymczasem przedstawiam Państwu Czarcinkę, czyli czarne zezowate szczęście, które w dwa dni przeszło intensywny kurs człowiekolubienia - można rzec, że jest humanistką;)
Ryśka mogłaby na temat napisać rozprawę pod tytułem "Od gryzienia do tulenia";);)
Mała zakochała się w miękkości pościeli, wsysa suche jak burza, robi kupki modelowe i siura do kuwetki. Zaczyna tulić się do człowieka, a dziś zaliczyliśmy pierwsze, potężne mruczando!
Ciągle nie wiadomo, jak z nią będzie, mamy wielką nadzieję, że dobrze, ale tak naprawdę najbliższe dni pokażą... potrzebuje dobrych myśli...
Oto Czarcinka - malusi szkielecik z bardzo chorym uszkiem...
Przy okazji pozwolę sobie pokazać ostatnie zdjęcie Jańcia...
I spieszę z wiadomością, że mamy klonika Jańciowego w postaci MadMaxa, który wciąż pracuje na to, by udowodnić iż imię dobraliśmy dobrze!
Tu akurat zatrzymał się na moment
I jeszcze jedna wiadomość. Nie wiem, jak to powiedzieć. No nie wiem.
Bo Ancymon... hmmm... on jest... jest taki... męski...
--
Tak to już jest w CK, że smutki mieszają się nam z radościami. Szczęście przychodzi po tragedii, a nieszczęście tłumi uśmiech... Jak wszędzie.
Wciąż nierozstrzygnięta walka o Daphne, cudną sierotkę i adopcja Jańcia. Uratowany MadMax i jego braciszek, rozjechany na jezdni, bo komuś nie udało się sprzedać ich na targu... Czarcinka i jej rodzeństwo uratowane z podwórka, na którym "miłośniczki" kotów patrzyły przez kilka dni jak kot kona na trwaniku i nie zawiadomiły nikogo...
To co robimy to tylko kropla w morzu potrzeb. Ale kiedy patrzę na maluchy śpiące w pościeli myślę, że warto choć tę kroplę wyłuskać z czary goryczy i przemienić w słodką kropelkę w kubku szczęścia...