Wiele się zmieniło ostatnimi czasy w relacjach które panują w moim stadku....

...
Jeszcze pare miesięcy temu, Bubinka była wycofanym, tchórzliwym kotem, z niechęcią podchodzącym do czlowieka.
Kiedyś trzymana na rękach sztywniała

teraz nie ma tego prblemu...
Można ją nawet przytulić delikatnie i nie powoduje to natychmiastowej potrzeby ewakuacji...
Nie wiem czy pisałam skąd mam Bubinkę.... to córka dzikczki, która okociła się w ogródku sąiadującym z firmą dla której czasem robiłam zlecenia. Urodzila się 10 pażdziernika 2002 roku. Niestety jej mama była dzika na potęgę, chciała przepędzić rezydentów właścicieli ogródka - zachowywała się w stosunku do nich agresywnie
Bubinka była ostatnim kociakiem z miotu do oddania - taka mała sycząca kulka - wiecznie prychająca i chowająca się po kątach. (rodzeństwo było podobno bardziej przymilne..)
Pewnie popełniłam wiele błędów wychowawczych

Bubinką opiekowała się Lucynka, Irenka jej zdecydowanie nie lubiła
Pierwsze symptomy zmiany się po przeprowadzce na Żoliborz, dwa lata temu...

Zostala zaakceptowana przez Irenkę, często wszystkie trzy spały zwinięte w jeden kłębek

Do ludzi w dalszym ciągu podchodziła z niechęcią
Po dokoceniu Takeshim świat moich futer został wywrócony do góry nogami... musiały zaakceptować "nowego", od nowa usalić hierarchię...
Potem, nagle Bubina zaczęła się zmieniać prawie z dnia na dzięń: pcha się na kolana, domaga mizianek
Myślałam: koty są różne, i pogodziłam się z tym, że nie będzie miziastym kotem.... a tu taka niespodzianka
Codziennie wita mnie jak wracam z pracy, tańczy przy nogach i na blacie w kuchni, wieczorami gania po pokoju, skacze po meblach, co kiedyś bylo niedo pomyślenia

i chce, żeby ją głaskać, bawić się z nią sznureczkiem, czy piórkami
Fakt, nadal boi się wszelkich głośnych odglosów dochodzących z poza mieszkania.... kuli się i chowa w "jakąś ciemną dziurę".
Na zdjęciach Agnieszki widać, że zmieniła się w nowego, lepszego, bardziej proludzkiego kota
