» Śro cze 21, 2006 12:07
Oj cioteczki, cioteczki ! A tymczasem malec po przywiezieniu do domu nafukała na wszsytkich witających,nawarczał i udał się w kierunku kotłowni, gdzie zniknął.......Zniknął i nie pojawiała się wcale. Obszukałam cały dom ze szczególnym uwzględnieniem kotłowni ale nici. dałam spokój. o 6 rano wstałam, rozejrzałam się, wszyscy zainteresowani śniadankiem biegali, malce też a Pingwina jak nie było tak nie ma.... nałożyłam jedzenie i poszłam do kotłowni, poszurałam, pobrzęczałam, pokiciałam ale nic...już miałam wychodzić, kiedy dobiegł mnie cichy chrobot i z puszki z gwoździami na regale pokazała się głowa a potem i cały kot. Przywitał się ze mną, mruczał, zabrałam go do łóżka, pobawił się ale ciekawskich tambylców obwarczał, obfukał i napacał, jeść nie chciał, dopiero zjadła a w zasadzie pożarł całą michę ok 10.30 kiedy mój mąż mu ją podsunął. Myślę, że 2-3 dni i przestanie fukać i bić maleńką, która jest tak mała , że jedno jego pacnięcie a ona turla się bez przystanku metr po podłodze. Ona przywykła, bo na nią przez pierwsze dni też napadano tłumnie i wszyscy ja pacali , fukali i szturchali, ona się nie zraża tak łatwo. Dalsze szczegóły jutro, bo teraz żem w pracy