Byliśmy rano na Sreniawitów koło siebie. Na szczęście trafiliśmy na doktora S - jedynego którego jakoś toleruję

poza D. stamtąd ( on robił Tośce biopsję)
Wycisnęliśmy siooo, z pobieraniem krwi było trochę poroblemu bo mój spokojny Pędzelek strasznie sie wiercił i płakał głośno, a krew była gęsta ( w nocy zwymiotował, dzis nic nie jadł i ni pił). Zdecydowaliśmy sięgo jeszcze nawodnić kroplówką.
Pędzel czuje sie średnio, ale widzę, ze ożywa poza domem
Z kliniki do domu zabrał go dziadzio, ja musiałam jechać prosto do pracy. Też mam pobraną krew z dekoltu i rąk
Wyniki po południu, odbiorę wracajac z roboty i wpiszę.
Dzięki za kciuki dziewczyny, proszę nie puszczać, Pędzlowi obeicełąm że juz nic złego go nie spotka, i ma być zdrowy.
Mam nadzieję że ten wczorajszy spodeczek , potłuczony przez Tośke na milion kawalków, zadziała....