Już ostatni raz o Dżekulcu ...i wrócimy do Dzidzi.
Dżeki jak przystało na psa tresowanego do walk nie lubił ani obcych ludzi, ani obcych zwierzaków (choć obce zwierzęta jak mu się wytłumaczyło,że to nasze tolerował) .
Uwielbiał gdy się do niego zwracało - Szczeniaczku - stary, posiwiały psiak prawie głuchy i ciut niedowidzący ale - Szczeniaczek - przywracał Mu siły witalne.
Dżeki rzucał się na każdego obcego człowieka ,nie wiem czy chciał Nas bronić,czy to był nawyk.
Od dwóch lat ciut zaniedbywał "swoje obowiązki" np. starał się niezauważać obcych.

no chyba, że ktoś nachalnie

podchodził mu pod nos - wtedy był zmuszony pokazać kto tu rządzi.
Przypominam sobie taką historię. Przywieżli mi ze sto kilo karmy dla biednych zwierzów ( dla karmicielek) kolega wspaniałomyślnie chciał mi pomóc w przenoszeniu.
Załadował sobie ze trzydzieści kilo na ręce tak przed sobą i ledwo się człapiąc zapytał gdzie to położyć?
Ja na to otwierając drzwi mówię tu, po czym widzę Darek blednie i z szybkością światła z takim ciężarem ucieka z zaplecza.
Zgłupiałam troszkę i pytam - co robisz?
Tam jest Dżeki - usłyszałam.
A Dżek nawet się nie podniósł - starał się nie zauważyć Darka w ogóle.
Przecież Szczeniaczek był już na emeryturze.
Dżekuś odszedł nagle. Zabrał ze sobą kawałek naszego życia, wiele wspomnień.
Trzeba pamiętać,że zawsze kiedyś się kończy...., że One odchodzą pierwsze.
Do widzenia Szczeniaczku.
Dziękuję Wam za ciepłe słowa w imieniu naszym i Ewy.