No i znowu porażka. Dwie koteczki już miałyśmy "w ręku", ale każda z nich się wyrwała i uciekła. Zadziwia mnie niechęć pań do klatki-łapki - obiecały, że jutro przyniosą i rozstawimy. Ciężko bedzie, bo ze stada kilkunastu kotów tylko cztery koteczki kwalifikują się do sterylki (reszta ma małe), a jak znam życie, to pchać się będą w pierwszej kolejności te, co nie powinny - no ale jakoś spróbujemy.
Dziękuję Hanie za gotowość, miała mnie dziś zawieźć do lecznicy, ale nie było z czym
Wracając do dzisiejszego spotkania - pani Będkowska bardzo długo tłumaczyła jak to jest z kotami wolnożyjącymi, co ma sens, a co nie. Ma przesłać pisma z obszernym wyjaśnieniem oraz podstawami prawnymi do przedszkola, administracji i wspólnoty (i do mnie). Poza tym umówiła się na wrzesień na spotkanie z rodzicami w przedszkolu. Było bardzo spokojnie, żadnych awantur - "druga strona" była wyraźnie zaskoczona obecnością osoby z urzędu i młodej kobiety, która za własną kasę (tzn. z forum) sterylizuje dzikie kotki. Karmicielka również była w miarę spokojna, nie zabierała za bardzo głosu.
Swoją drogą wydrukuję i dam karmicielkom też kilka dokumentów, m.in. ustawę. Podejrzewam, że wspólnota kombinując wyłapywanie kotów i wywóz do schroniska nie wie, że jest to działanie nielegalne i można ich za to podać do sądu.
Mam nadzieję, że się uda.
Co do łapania Rudego - ja też uważam, że może go dorwać tylko osoba, która potrafi łapać naprawdę dzikie koty. Dziś prosiłam o pomoc Jandę ze Straży dla zwierząt - ale usłyszałam, że na pewno mi się uda go złapać, a do nich mam się zwrócić w ostateczności. Wydawało mi się, że straż miała się zajmować m.in. takimi beznadziejnymi przypadkami
