no to koniec...

chyba mamy grzyba
jeszcze przedwczoraj nic nie było widać, a wczoraj wieczorem patrzę, a tu na uszku Koksika taki szarawy nalot... Skropiłam go płynem, co stosowany był na Klemensie i Georgu ale zdaje się, że trzeba będzie przyspieszyć wizytę u doktor Ewy
Wczoraj, jak Mama Amber pojechała do szpitala, do pokoju Koksika wpadły jak burza moje koty. No i taki obrazek:
Georg, 5,5 kg, dymny, wpatrzony ze zdziwieniem w Koksika, stoi przed nim i podśpiewuje... A na przeciwko Koksik, jakiś 1 kg, tez dymniasty, wpatrzony w Georga ze
wścieczem w ślepkach, grzbiet wygięty, ogon w haczyk jak u wiewiórki i warczy 
Szkoda, że nie miałam aparatu

ale bałam się spuścić je z oczu, bo jakby Koksik nie zdzierżył i skoczył na Georga, to mógłby, że tak powiem, numer butów pokazać, jakby go Georg trzepnął... Niesamowity widok

jaki on był ZŁY, ten Koksik malutki
Wyspaliśmy się dziś po raz pierwszy od kilku dni - tzn. ja się wyspałam

bez akompaniamentu podśpiewywania, wycia, gruchania i tym podobnuch dźwięków, wydawanych przez Amber
Ale dzis wieczorem Mamuśka już wraca. Pewnie będzie obolała, bo i sterylka i nie wiadomo, co ze złamanym kłem... mieli zrobić hurtem...