Mały, około 5-6 tygodniowy kociak, rudy z białym spodem, siedział na ścieżce między placem Starzyńskiego a Hallera. Znalazł go synek sąsiada, ochrzcił Frankiem, no i tak kot trafił do mnie. ok 16.30. A o 15 wróciłam z moim z kastracji... zataczającym się i w mieszkaniu bez drzwi. Nie chciałam już dziś mojego kota stresować jeszcze bardziej, a że nie mam w okolicy możliwości uzyskania pomocy, to zawiozłam kota na zaplecze przychodni na Śreniawitów. Został obejrzany i odrobaczony, jest zdrowy i nadaje się do domku natychmiast.
wrzuciłam ogłoszenie na adopcje, a gdzie indziej nie umiem, nie mam też zdjęcia malucha, bo gnałam na złamanie karku, bo mój zamroczony został sam w domu. Będę wdzięczna za instrukcje i wskazówki doświadczonych wyadoptowywaczy jak mogłabym szybko znaleźć kotu dom, bo boję się, że tam coś złapie...
aha. na wszelki wypadek. czy ma ktos wzór umowy adpocyjnej? pliz pliz?