Dwa Węgielki: Brykiecik (imię bez zmian) i Iskierka (obecnie Cler) pojechały w sobotę do nowych domków

Niestety w poniedziałek był dramatyczny telefon o zdrowie pozostałych, bo maluszki w nowych domach nie chciały jeść i wymiotowały

Niedokładnie wiem, co u którego z nich stwierdzono, najpierw była diagnoza, że to stres (wiadomo: z dala od Mamy i braciszków) a potem, że Brykiecik ma ukrytą formę wirusa kk i wysięk w oskrzelach

Maluszek dostaje kroplówki, ale będzie dobrze... prosimy o kciuki ....
Mam takie wyrzuty sumienia, jak stąd na księżyc, że nic nie zauważyłam...

ale naprawdę wszystko wyglądało dobrze: maluchy jadły ile wlezie, kupkały i siusiały prawidłowo, nie wymiotowały, bawiły się jak wściekłe...
Dziś idę z pozostałą dwójką do weterynarza... Nie wiem, co to będzie... Antracyt miał jutro iść do nowego domku....
A
Koksiczek, mój maluszek najukochańszy, dalej nie ma domku

Taki jest śliczny, szczuplutki, z wielkimi oczami, a
nikt go nie kocha

Dlaczego ?....?
Za to Mama Amber dała nam popalić, jak nie wiem. W sobotę próbowała przez kilka godzin znaleźć brakujące dzieci, a później kompletnie o nich zapomniała i zaczęła rujkować na całego. Prawie cały długi weekend spędziliśmy w towarzystwie wycia i gulgania całymi dniami i nocami. We wtorek nie zdzierżyliśmy i pojechaliśmy na kilkugodzinną wycieczkę, bo myślałam już, że jeszcze jedno "mrrrrauuuu" i TZ-ta szlag trafi.
Wyrodna matka, nie karmi maluchów, opędza się od nich, za to usiłuje przez drzwi ponętnym miauczeniem uwieść któregoś z moich "chłopaków" (którzy jako bezjajeczni zasadniczo mają koleżankę w nosie

)
Może ktoś chciałby Koksika? On tak mądrze patrzy tymi swoimi wyłupiastymi oczkami...
