Kotek z szafy,lub tajemnica Mrocznego Księcia.
Ostatnio jestem bardzo "bezczasowa",dlatego i na forum bywałam krótko i rzadko.
W czwartek wieczorem zadzwoniła moja "zakocona przyjaciółka",że jej znajoma,która jest wolontariuszką w schronisku,
powiedziała jej o kocie,którego pracownicy trzymają w osobnym pomieszczeniu,żeby się czymś nie zaraził.
Kot podobno zamieszkał w szafie,ale długo zostać tam nie może.
Zajrzałam na stronę,gdzie było jego zdjęcie.
Pomyślałam,że skoro nie było potrzeby,abym wzięła Nusię,może pomogę temu kotu,który na pewno szybko znajdzie dom.
Następnego dnia też byłam bardzo zajęta i dopiero z pracy zadzwoniłam do schroniska.
Rozmawiałam z kierownikiem,który stwiedził,że jestem pierwszą opsobą,kktóra się kotem interesuje,że to pewnie przez ptasią grypę
i mogę go zabrać
Najlepiej jak najszybciej.
Dowiedziałam się tez,ze wet ocenił go na 5 lub 6 lat i że jest to wykastrowany kocur,norweg leśny.
Powiedziałam,że przyjadę następnego dnia.
Tu pewna dygresja.
Kilka lat temu chcieliśmy wziąść psa ze schroniska,pojechaiiśmy,wybraliśmy i umówiliśmy się na następny dzień.Kupiliśmy
smycz,obrożę,karmę itp,zaangażowaliśmy znajomych z samochodem i okazało się,że godzinę wcześniej pracownik wydał psa komuś innemu.
Przez pomyłkę.Podobno.
wybieraliśmy jeszcze dwa psy,obydwa podobno zdechły w trakcie kwarantanny.Może mieliśmy pecha?
Dwa lata temu chcieliśmy wziąść kota ze schroniska,powiedziano nam,że jest zarezerwowany,gdy znajomi byli dwa miesiące pózniej w schronisku,
kot był tam nadal.Dachowiec zresztą.
Daliśmy sobie spokój.
Nic więc dziwnego,że w sobotę zadzwoniłam aby się upewnić,czy w ogóle mam po co jechać.
Bardzo miła pani stwierdziła,że kierownik powiedział,że kot ma czekać na mnie.
Kot chociaż miał zrobione legowisko,spał w szafie.Pani powiedziała,że w ogóle prawie z niej nie wychodzi.
Kot dość duży,chociaż nie można powiedzieć wielki,ale się odkarmi.
Chociaż na zdjęciu wygląda czarny,nawet nazwano go tu mroczny książe,w rzeczywistości kryzę i ogon ma rudawy,
no i w ogole nie wszystkie włosy takie kruczoczarne.Zostawiono nas samych.Przysmaków kocich nie chciał.
Na kolana wszedł,głaskanie lubi,drapanie za uszkiem i pod bródką bardzo.
Po pewnym czasie zaczął nieśmiało mruczeć.
Pani,która weszła,stwierdziła,że to miłość od pierwszego spojrzenia.
Do kontenerka wszedł.
Tu wielkie dzięki dla pana,który podwiózł nas do domu(pewnie tego nie przeczyta,bo adoptował ślicznego pieska,
który od czterech lat przebywał w schronisku).
Kot śmierdział i mimo,że nie widać tego na zdjęciach,cała jego kryza(i nie tylko) to kołtuny,zbite na kamień.
Ma też okropny łupież.
To nie stało się w krótkim czasie,kot był zaniedbywany od dawna,od bardzo dawna.
Stwiedziłam,że nie da się,trza kota wykąpać.
Kot był bardzo grzeczny,jakby codziennie brał prysznic.
Po kąpieli czesanie,oczywiście tylko to co się dało i suszenie suszarką.
Kot był bardzo cierpliwy,tylko suszarkę czasemj pacnął łapą.
Kołtuny będę wycinać jutro,lub pojutrze,dałam mu odetchnąć.
Kot na pewno straci na urodzie,niestety nie ma szansy aby to rozczesać.Profilaktycznie zaaplikowałam frontline.
Kota zostawiłam w Lazience,aby sobie ochłonął.
Gdy weszłam po dwóch godzinach,kocio siedział przy drzwiach,znaczy chciał wyjśc,miał dość samotności.
Spokojnie zareagował na koty i co dziwniejsze one na niego,nawet Maja go nie zaatakowała.
Trochę burczał na psa,widać,że zna go tylko z obrazka.
Usiadł na komodzie i nie było kota,tylko posążek.
Maja swoją frustrację okazała w ten sposób,że zaczeła gderać pod nosem i nasyczała na Misia i na psa,z którym normalnie się
bardzo lubi i buziakuje.
Jak widać kawał wiedzmy jeszcze w niej tkwi.
Kotek jest piękny mimo kołtunów,mimo łupieżu.
Cudny jest jego nosek i pazurki,czarne,aż granatowe.
Kocio jest naprawdę kocim aniołeczkiem

jeśli chodzi o charakter i to jeszcze gorzej świadczy o poprzednim właścicielu.
Nazwałam go Weg,bo jest jakby z innej planety,na co dzień oczywiście Weguś.
Chociaż biorąc go nie myślałam o sobie,to Weguś zawojował mnie zupełnie.
I co ja mam zrobić?
Chciałam zrobić mu nowe zdjęcia,ale nie wszedł w dostępny mi rejon,a nie mam normalnego aparatu.
To zdjęcie z ogłoszenia.
Nie wiedziałam,że Weguś narobił takiego zamieszania na kociarni.
