» Nie kwi 02, 2006 12:36
Uwielbiam parapety. Przemykam czasem do pokoju Dużej (którego czasem aż nazbyt zażarcie bronią Aza i Fuks), wspinam się na parapet, patrzę na świat przez chwilkę, a potem zwijam się w kłębuszek i przysypiam. Ogonek mi zazwyczaj zwisa poza krawędź. Czasem wyciągnę łapki do przodu i też przysypiam. Jest mi wtedy tak błogo i miło...
Przyjechała młodsza Duża - nie było jej pewien czas. Przyjechała i zaczepia - budzi mnie i głaszcze, czasem szybko cmoknie w czółko czy podrapie za uszkiem... Mówi na mnie czasem "śliczności ty nasze", podczas gdy starsza Duża nazywa mnie "królewną Śnieżką". Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale brzmi miło...
Wczoraj przywieźli taką małą, szarą mysz na sznurku i z kijkiem. Kijek i sznurek są niewygodne. Młodsza Duża powiedziała, że mi przywiezie taką zwykłą do tarmoszenia, będę mogła sobie z nią biegać po całym domu i się przynajmniej w sznurek nie zaplączę! A ta mysza jakaś chyba głupia jest, bo zamiast uciekać, to prowokuje i kręci się dookoła mnie. Nic jej nie powstrzyma, nawet, jak złapię ją w zęby, przytrzymam i potraktuję pazurami. A ona dalej się kręci i kręci. Najwyraźniej ma zaburzony instynkt samozachowawczy... Skąd ja znam takie mądre określenie?!
Minął miesiąc odkąd tu jestem i czuję się coraz lepiej. Wczoraj wieczorem znowu sobie pozwoliłam na szaloną bieganinę po domu i nie wchodzę już tak często na wysokie szafy. Teraz moim królestwem są parapety. Słonko na nich grzeje tak przyjemnie...