Goska, pomyśl jednak o szukaniu im domu. Ja właśnie wzięłam do domu takiego kota, który całe swoje życie był "na służbie" czyli mieszkał w miejscu pracy. I do zabawy to miał właścicieli. Ale już sprzątnięcie kupy lub wymiocin okazało się nie do przejścia dla niektórych. Poza tym animozje w gronie pracowniczym odbijały się na kocie, bo jedna baba drugiej babie nie umiała powiedzieć, co jej leży na wątrobie, ale kopnąć kota-pieszczocha przeciwniczki to już umiała.
Koty czasem chorują, w różny sposób dojrzewają, starzeją się, potrzebują przyzwyczajeń. A firmy powstają, upadają, zmieniają szefów i lokale.
Moją Kociubińską uratowałam przed smutną śmiercią w schronisku (ma jedenaście lat, więc długo by tam nie pożyła), ale gdybym tam nie pracowała, nikt by jej nie pomógł. Wszyscy wielbiciele zwierzaka nagle się wycofali.
Rozłożenie odpowiedzialności na kilka osób skutkuje zanikiem odpowiedzialności.