covu pisze:www.ko-ty.blog.onet.pl pisze:Drugi jest bardziej leniwy .Staram się go bardziej pilnować.Ale zabronic kotu swobody to tak jak wsadzić człowieka za kratki.
nie zgadzam sie z tym...
poza tym oc nazywasz zabraniem swobody??
czy 200m2 dla jednego kota to za malo??
ja uwazam ze wypuszczanie kotow przy ulicy to glupota... tyle...
?
To ja z własnym problemem-ale w temacie.Własnie miałam załozyć nowy wątek-ale ten pojawił się jaj na zamówienie. Przez pierwsze pięć lat swojego życia moje dwie kotki mieszkały w bloku na dziewiątym piętrze. Z zabezpieczonym oknem, z pilnowaniem , by koty nie wyszły na balkon. Jednej kotce ten wewnętrzny świat wystarczał, a drugiej przeciwnie. Domagała się spacerów po klatce schodowej i wychodzenia na spacery na smyczy.Nawet jak je zawoziłam do kociego hotelu, to właściciel się zdumiał, widząc jedną kotkę skuloną w kontenerze, a druga , w szelkach, rozłożoną w niedbałej pozie na kontenerku, oglądającą świat. Od zeszłego roku mieszkam w domku z ogródkiem. Z jednej strony krótka ślepa uliczka zakończona moim i sąsiada garażem, z drugiej srony gruntowa, też ślepa , garbata droga dojazdowa do dwóch posesji, po którejej samochody (obydwa...)-z troski o zawieszenie- jeżdżą tak wolno, że kot musiałby się sam położyć pod kołami, żeby się dać przejechać. Nie ukrywam, że przy wyborze tego właśnie domu brałam pod uwage również bezpieczeństwo kotów. Jest to spokojne osiedle, gdzie każdy prawie ma psy i (lub) koty i są to koty wychodzące, wygrzewające się na trawnikach lub na murkach ogrodzeń. Niektóre tak zjawiskowe, że tylko wziąć i urkaść

. Niestety, nie wszystko potoczyło się tak, jak to sobie wyobrażałam. Pisałam o tym na innym wątku-moi bezpośredni sąsiedzi nie znoszą zwierząt ze specjalnym wskazaniem na koty, podobno jakiś czas temu ktoś wytruł te dzikie, bo łapały ptaki, sąsiad obok zainstalował ostatnio barykadę i wnyki na swoim tarasie (dzikie chodzą nocami), na szczęście już zdjął, a żadnego kota nie brakuje.
W obecnej sytuacji wolałabym by koty nie wychodziły. Wychodziły zeszłego lata-spędzały całe dnie na łące, którą mam 10 metrów od ogrodzenia.polując na myszy i nornice, które mi dumnie znosiły na taras. Były niewątpliwie szczęśliwe. W zasadzie dojrzałam do decyzji o odzwyczajeniu kotów od wychodzenia-pisaliście, że się da. Przyzwyczjam koty od pół roku, ale u kotki, która zawsze lubiła świat zewnętrzny nie ma absolutnie żadnych postępów. Od pół roku wyje pod drzwiami, skacze na klamki, wspina się po ramach. Mam zniszczone od pazurów uszczelki w nowiutkich oknach, zamówione specjalne okucia, umozliwiające bezpieczne otwarcie okna (by kot nie uciekł i sobie krzywdy nie zrobił), nie zdają egzaminu, bo kot czując świeże powietrze wariuje jeszcze bardziej. Za każdym razem, jak idę wkierunku drzwi balkonowych, kot biegnie z nadzieją, że go wypuszcze-dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści razy dziennie.Teoretycznie bezpieczne jest wyjście na dach-jest za wysoko, by kot skoczył, a zawsze to jakaś namiastka wolności. Latem, kiedy koty wychodziły, miały tam dostęp, ale teraz, jak są tak zdesperowane, boje sie je nawet tam wypuszczać.Boję się że skoczą. Jestem zniechęcona, nadchodzi lato, teoretycznie mogłabym osiatkować cały dom (chociaż wyglądałoby to trochę dziwnie, bo jedna elewacja składa się z samych balkonów, a druga z samych okien-moja szeregówka zamieniłaby się wtedy w dużą klatkę wystawową...), ale według mnie koty są ewidentnie nieszczęśliwe-najwidoczniej 120 metrów im nie wystarcza. Czy jest jeszcze szansa, że się przyzwyczają? Czy skapitulowac? I co zrobić z zawsze otwartym latem tarasem? Zamykać koty w pokoju na górze? Bez sensu! Jestem zła.