Słuchajcie, ja nie mogę, chociaż bardzo bym chciała. Mój mąż nie wyraża na to zgody

i wcale nie dlatego, że nie lubi kotów. Wręcz przeciwnie. Jednak w jego przekonaniu niewychodzący kot to "więzień", "nieszczęśnik" itp. Kastracja to już wogóle znęcanie się nad stworzeniem. Niestety wielu starszych panów ma takie zdanie (znam takich kilku) i żadne argumenty nie są w stanie tego zmienić. Podsuwałam różne artykuły z kocich pism, gdzie lekarze wypowiadają się, że koty kastrowane żyją dłużej. Dookoła widział nieszczęścia przytrafiające się kotom wychodzącym. I nic, beton

Felusia uwielbia, ale kiedy trzyma go na kolanach przemawia do niego mniej więcej tak: "ty biedaku, za miskę strawy straciłeś wolność" itp. On nigdy nie zgodzi się na drugiego kota i to o ironio losu dla dobra kota.