Pojechaliśmy dziś (a raczej wczoraj) zrobić Nocuni ten nieszczęsny drugi test na białaczkę. Przez pierwsze minuty nic nie wychodziło, wetka już się cieszyła, ale niestety - po kilku minutach krecha wylazła. Najpierw blada i niepełna, potem - wyraźna i jednoznaczna - Nocka ma białaczkę
Dowiadywaliśmy się już o interferon, na razie mamy informacje u ludzkim, chcę się jeszcze skonsultować z doktorem Jagielskim w sprawie kociego interferonu. Czas na szczęście mamy, bo Nocka nie choruje, tylko jest nosicielem w chwili obecnej. No ale trzeba zawalczyć, żeby nosicielem pozostała. A, patrząc na przypadki forumowe, żeby nawet nosicielem być przestała. No ale wiadomo już, że do tego potrzeba całej kuracji. Zobaczymy tylko jak zostanie poprowadzona.
U weta Noceńka została zważona - panienka waży 3 kg. Przypuszczam, że już dużo więcej jej nie przybędzie, jest drobniutka. Ale za to jaka waleczna - nie ma mowy o tym, by pannę postawić na stole u weta i cokolwiek przy niej zrobić. Wszelkie weterynaryjne czynności odbywają się na rękach TŻta lub moich. Czasem ręce zamieniane są na plecy lub pas
Dzisiejsze pobieranie krwi dokonane zostało na rękach - Nocka wczepiła się TŻtowi w koszulę i pozwoliła jedynie na odgięcie łapki na tyle, by można było pobrać krew. Ponieważ była trzymana mocno i stanowczo, i nie mogła nasrać na podłogę - obsrała w zamian koszulę TŻta, zahaczając o swój własny ogon. Domyślam się, że celem była raczej pani doktor, ale powiedzmy, że robienie kupy na panią doktor w momencie, gdy jest się przytrzymywanym od spodu, sprawia pewne problemy.
Siku na szczęście było nam oszczędzone, bo zrobiła w domu przed wyjściem. Przypuszczam, że gdyby wiedziała, dokąd jedzie - powstrzymałaby się przed wizytowaniem kuwety i u weta zaprezentowałaby cały wachlarz swoich możliwości
W domciu mina z ogona musiała zostać umyta, a że Noculka z wdziękiem rozsmarowała sobie kupsko po całym ogonie - konieczne było mycie całego zadu. Panna na szczęście przyjęła to spokojnie, a nawet z pewnym znudzeniem - podczas zabiegu mycia zajęła się wylizywaniem podgolonej łapki.
Postanowiliśmy ją też dziś doszczepić - czyli zafundowaliśmy jej łosz end goł - 2 zabiegi w jednej wizycie, bo i po co znowu z nią jechać i ryzykować, że w końcu trafi kupalem albo sikiem w panią doktor
Teraz maleńka leży i wydycha szczepionkę - złe samopoczucie poszczepienne w końcu ją dopadło. I tak tym razem dłużej czuła się dobrze - przy poprzedniej szczepionce źle poczuła się po 1,5 godz. po szczepieniu, tym razem po kilku godzinach szaleństw ją zmogło.
Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że każdy z naszych kotów coś ma:
Antek - struwity i małą nadwagę.
Nocka - białaczkę i urośnięte cycki.
Klemens - zaczerwienione oczy i fioletowego fiutka.
Ale powiem wam jedno - jedynymi rzeczami, których z tego całego dobytku się nie pozbędziemy na pewno, jest fioletowy fiutek Klemensa i urośnięte cycki Nocki:wink:
Z resztą będziemy walczyć
