» Wto lut 21, 2006 19:34
Stoimy na stacji. Inni robią sobie ostatnie, pamiątkowe zdjęcia, rozmawiają, kupują drobiazgi od wędrujących handlarzy.
My z Magdą w coraz bardziej rozpaczliwy sposób usiłujemy ukryć szamoczącą się klatkę.
Może pomysł o wyrzucaniu w środku nocy to był nadmiar optymizmu? Może nas w ogóle do tego pociągu nie wpuszczą?
Na szczęście robi się coraz gwarniej i coraz tłumniej i kiedy nadjeżdża pociąg wtapiamy się ludzką masę, wsiadającą do pociągu.
Ulga jednak nie trwa długo.
Ludzie szybko odnajdują swoje miejsce, moszczą się. A klatka wyje.
W naszą stronę pada coraz więcej coraz bardziej zaciekawionych spojrzeń. Zaczynają się niby przypadkowe pielgrzymki w naszym kierunku.
Dla wyjaśnienia dodam, że nie ma przedziałów i wraz z nami i naszym muzycznym akompaniamentem jedzie kilkudziesięciu ludzi.
Udawanie, że nic się nie dzieje zaczyna być heroicznym wyczynem. Zwłaszcza, że klatka zaczyna chrypieć, a zawodzenia stają się coraz bardziej dramatyczne.
A może nasz maluszek poza agorafobią cierpi również na klaustrofobię? Podejmujemy męską decyzję. Otwieram klatkę, Magda ruchem wprawnego bramkarza-hokeisty mnie ubezpiecza.
Jesteśmy świadome, że jeśli mała menda czmychnie nam gdzieś w głąb wagonu, to pogoń za nią trwać może i całą noc.
Herhor po otwarciu klatki zamiera z otwartym do wycia pyszczkiem. Pewnie gdyby mógł, przetarłby ze zdumienia oczy.
Ponieważ nie może, mruga chwilę, jakby starał się odnaleźć w nowej sytuacji i na dumnie pogiętych łapach wydefilowuje z klatki. Wolno i dostojnie.
Biorę go na kolana. Herhor robi kółko na moich nogach, zwija się w obwarzanek pomrukuje chwilę i zasypia. Na 10 sekund.
Następnie dość gwałtownie staje na baczność, rozgląda się wokół, przechodzi na kolana Magdy, robi kółko, zwija się w obwarzanek pomrukuje chwilę i zasypia. Na 10 sekund.
Z zegarkiem w ręku. Najdłużej spędził na kolanach jednej z nas 4 minuty. Całą noc trwała jego kolanowa wędrówka. W tę i z powrotem.
Próba odłożenia do klatki zakończyła się natomiast tak gwałtownym protestem, że więcej jej nie powtórzyłyśmy.
Kiedy nadchodzili kontrolerzy jedna z nas chowała kota za pazuchę, druga zaś mówiła byle co, ale za to bardzo głośno, żeby zagłuszyć żałosny skowyt. Czasem niezbędna była gestykulacja, żeby nie przykuć uwagi egipskich funkcjonariuszy do podejrzanie falującego ubrania koleżanki.
"We śnie nie śpiesz się, masz czas
Snom daj płynąć, a nie płonąć
Śnij, jak śni się tylko raz
Swą maleńką nieskończoność"