- Skarbie - usłyszałem głos Asi w słuchawce - o nic się nie martw, tutaj wszystko w porządku. Prześlij mi mailem teksty z zielonej dyskietki, która została na stole. I nie zapomnij podlewać kwiatków. A...Jakbyś mógł, dowiedz się, jak stąd wywieźć kota. W tym momencie coś przerwało rozmowę. Zdębiałem. Przewiezienie zwierzaka wydawało mi się absolutną niemożliwością. Do tego samolotem! Te historie o zwierzętach zamarzających w lukach bagażowych, albo marniejących na kwarantannie. Koszmar!
W ciągu następnych dni starałem się dowiedzieć, jak to zrobić. Okazało się, że odpadają zwykłe, rejsowe samoloty (do tego brak bezpośredniego połączenia między Polską i Egiptem). Uratował mnie zaprzyjaźniony ambasador w jednym z bliskowschodnich krajów. Poradził, żebym kupił dwa miejsca w czarterowym samolocie lecącym z Hurgady nad Morzem Czerwonym do Warszawy, a on załatwi sprawę z linią lotniczą. Kiedy na początku grudnia wylądowałem w pustynnym miasteczku i ruszałem stamtąd do Kairu, wciąż nie wierzyłem, że uda nam się dowieźć Herhora do domu.
"We śnie nie śpiesz się, masz czas Snom daj płynąć, a nie płonąć Śnij, jak śni się tylko raz Swą maleńką nieskończoność"
Katonie, czy to się zdarzyło w Metropolitan House? Nb ja chciałam przywieźć kociaka po kotce stacyjnej, ale się nie udało... Też miałabym kota z Egiptu i to już 6 lat...
Tymczasem w Luksorze Herhor nie pozwalał nam się nudzić. Odkrył kilka swoich pasji. Do najważniejszych należało: niestrudzone kopanie w kuwecie - takie po trzy-cztery godziny - w nocy oczywiście oraz biszkopt. Moja przyjaciółka piekła go co jakiś czas, a Herhor z dzikim wrzaskiem gonił ją, kiedy niosła jeszcze gorące ciasto, a potem skakał na dwa metry w górę usiłując dotrzeć do smakołyka, schowanego na szafie. Nie wiem jak, ale któregoś razu udało mu się i z biszkoptu nad ranem zostały smętne okruszki.
Herhorkowi zawdzięczałyśmy z Magdą to, że nagle w pokoju zrobiło się...luźniej. Nasza współlokatorka jasno stwierdziła, że kot albo ona... No i potem mieszkałyśmy z Magdą już tylko we dwie No i z Herhorkiem oczywiście Dość szybko okazało się, że Herhor cierpi na dość nietypową u kotów przypadłość - agorafobię mianowicie. Usiłowałam wyprowadzić go trochę na powietrze, a raczej na słońce, bo do naszego pokoju nie docierały niestety promienie boga Re No a Herhor był tak pokrzywiony, że odrobina witaminy D nie zaszkodziłaby mu. Jednak przy pierwszej próbie Herhor wpadł w absolutny amok, zawrócił natychmiast i usiłował dostać się z powrotem do pokoju, na drodze stanęła mu jednak moskitiera, po której wspiął się dzielnie na samą górę...i zawisł. Tak rozpoczęła się jego kariera alpinisty, którą już po wywiedzeniu z ziemi egipskiej miał kontynuować w kraju.
Po dostaniu się do pokoju Herhor wpadł z rozpędem w szparę między szafą a ścianą. O jego ówczesnej wielkości świadczy fakt, że Magdzie udało się tam wcisnąć jedynie dwa palce. Chwytem nożyczkowym, zaciskając palec wskazujący i środkowy na skórze na karku Herhorka wyciągnęła naszego szczurokota zza szafy.
Podczas gdy reszta misji wolne chwile spędzała na suku, kupując sobie pamiątki, albo w kawiarniach, popalając sziszę, my z Magdą z amokiem w oczach przeczesywałyśmy uliczki Luksoru w poszukiwaniu weterynarza i klatki na Herhora. Bez sukcesu. Jedyny weterynarz, jakiego znalazłyśmy zajmował się jedynie dużo większymi zwierzętami, a na pytanie, czy mógłby wystawić kotu paszport z zaświadczeniem szczepień wybuchnął śmiechem. Doprawdy, dziwne są te hałagi (arab. cudzoziemiec), ale niektóre z nich, to albo mają nierówno pod sufitem, albo wkręcają porządnych Egipcjan... Z klatką było podobnie beznadziejnie. O żadnych transporterkach nie było oczywiście mowy. A cierpiący na agorafobię Herhor potrzebował lokum z solidnym zamknięciem...
"We śnie nie śpiesz się, masz czas Snom daj płynąć, a nie płonąć Śnij, jak śni się tylko raz Swą maleńką nieskończoność"