Mamy dobre i złe wiadomości.
Dobra wiadomość to kupa w kuwecie, Cyndi po lewatywie pozbyła się balastu

Zła wiadomość to taka, że namierzyłam jej sporo kołtunków, takich już groźnych i nie do rozczesania. Jej futro to dramat, wczoraj dwadzieścia minut zajęło mi wycięcie
jednego kołtunka! I to przy asyście TŻa, który ją trzymał i zabawiał, żeby leżała do góry brzuchem. Bardzo by się przydał grzebień tzw. filcak, który rozczesując przecina kołtun... Ale nie mam. Teraz królewna siedzi za biurkiem znowu, spałyśmy razem przy otwartych drzwiach, w nocy coś ją wystraszyło no i wlazła tam.
Mopsia czuje się lepiej, uwielbia siedzieć na parapecie i obserwować świat zewnętrzny. Mnie już nie lubi, nie mruczy, patrzy podejrzliwie - jakie świństwo znowu chcę jej zrobić...
Czuję, że przekroczyłam pewną granicę "torturowania" kotów. A dziś będziemy obie panny kłuć, więc już na pewno nie będą mnie kochały. Taki mój los, to samo było z MMem, kojarzyłam mu się z nieprzyjemnymi sprawami i zwyczajnie mnie nie lubił.
W nocy był tylko jeden pawik, chyba Szczurkowy. Mam wielką nadzieję, że zaczyna się poprawiać, na razie nie wiozę Misia do lecznicy, może już nie będzie trzeba. Oby.