Dziekujemy za pamiec i niespodziewana przeprowadzke.
Kotki z jablonki sa w swoich domach, tak mialo byc, zeby Jaska mogla przyjechac na kwarantanne. Co tu napisac, zeby nie zapeszyc? Ech, gdzie jest ten kotek-roslinka, jakim byla Jaska? Nie bede niczego chwalic, bo kiepsko na tym dotychczas wychodzilam. No, bywalo nerwowo, byl etap ofoliowanych mebli i aresztow lazienkowych. I dylematu, gdzie Jasce bedzie lepiej. Z jednej strony wydawala sie za delikatna fizycznie i przede wszystkim psychicznie na fundowanie jej kolejnych zmian i zycie w gromadce kotow wychodzacych. Z drugiej strony czytajac topiki o poszukiwaniu domow z otwartymi drzwiami dla kotow z problemami kuwetowymi, wolalam nie byc w takiej sytuacji za jakis czas, jesli taki dom wlasnie jest. Na podjecie decyzji mialam troche czasu, bo po miesiacu ujawnila sie grzybica i kwarantanna przedluzyla sie o kolejne tygodnie leczenia. Oprocz grzybicy doleczalismy swierzb, nawrot kataru i zapalenie pecherza. Nadal nie ma pewnosci, czy wpadki z laniem wynikaly z choroby pecherza, czy nawyku zaznaczania. Bedziemy dalej badac i obserwowac. Aktualnie Jaska odpoczywa po 2 miesiacach intensywnego leczenia, przed nami badanie krwi, bardziej na moje zyczenie, bo wetka nie widzi powodow do niepokoju.
Fraszka, dobrze to juz bylo.

Gdyby Jaska sie zatrzymala w rozwoju miesiac temu, to bylaby idealnym kotkiem domowym, ale boje sie, ze sie ciagle rozwija i kto wie, co z niej wyrosnie.

Z zupelnej rosliny, ktora mozna byla przestawiac z miejsca na miejsce, przebraza sie w lwice. Budzila sie do zycia wprost modelowo, kolezanka, ktora ją widzi srednio co tydzien, mowi, ze za kazdym razem to inny kot. Ja ja nazywalam czlowiekiem autystycznym, Frida okreslila jako rosline zgodnie z roslinnym imieniem.

Zaczelo sie od podnoszenia nosa znad podlogi i sledzenia rak z miskami, zmianie miejsc do spania z ukrytych pod stolami na wygodniejsze, po miesiacu juz wiedziala, do czego sa zabawki i telewizor, a po dwoch potrafi aportowac, jak ma ochote, oczywiscie.

. Opanowala lozko, gdzie spedza wiekszosc czasu, z przerwami na obserwacje okienne fruwajacych i na zabawy. Moge zapomniec o grzecznym kotku, ktory bez protestow znosil swoj los. Juz wie, ze nie lubi wychodzic z domu, zwiewa z transporterka szybciej, niz umiem go zamknac. Ze strachu zwykle sika w kocyk przy wychodzeniu do weta. Z kota, ktory sie poruszal na pierwszym biegu, mam calkiem zywą kocice, ktora ma chwile galopad z wdziekiem malego slonia. A ostatnio cos niepokojaco czesto dostaje po lapach, gdy sie z nimi pcham nie w pore czy nie tam gdzie trzeba. I nie wyglada to na zabawe.

Potrzebuje strategii, bo nie wiem, czy lepiej ustepowac i respektowac jej zyczenia, co sie moze skonczyc tym, ze niedlugo nie pozwoli sobie zajrzec w uszy i obciac pazurow, z czym juz mam problemy.

Wyczucie i zloty srodek beda zapewne najlepsze.
Jedyne, co Jaske rozni od typowego domowego kotucha, to brak nawiazywania bezposredniego kontaktu, ladowania sie na kolana, dopominania sie o cos miaukiem itp. Ale trudno sie dziwic, bo wyladowala w schronisku spod plotu na wsi i moze nigdy nie byla kotem domowym, wiec kontaktow z czlowiekiem najpewniej dopiero sie uczy. Biorac pod uwage jej historie, to rewelacyjnie sie przystosowala. I byc moze moje obawy, ze sobie nie poradzi w innym srodowisku i w stadzie, byly przesadne, ale nie ma co gdybac.
A Frida niech sie nie chichra, bo ja sie jeszcze dowiem, kto przyzwyczail koty w Chojnicach do rannego wstawania, przez co mam regularne pobudki odglosami drapania w fotele i fruwajacych po pokoju grzechotek.
Nowych zdjec na razie nie ma, ale nie da sie ukryc, ze dziewczynka sie zaokraglila i to wystarczajaco, by wprowadzic szlaban na ciagly dostep suchego. Wolowinka od rana lezy w misce, tak samo bywa z kurczakiem, najmniejsze puszeczki dziele na 2 dni, natomiast po poczatkowym okresie, gdy suche bylo dodatkiem, teraz jest ulubionym zarciem. Ale tu bede twarda, suche bedzie dopiero na wieczor.
