Ja jestem wprost chora, kiedy pewne sytuacje wymagają mojej interwencji. Ale nic mnie tak nie rozdrażnia jak bezmózgowość niektórych osobników.
I bezczelne kłamstwa.
Na podstawie przedstawionej tu historii wysnułam pewną hipotezę z happy endem:
Facio dzwoni, że jedzie oddać Ci kota.
Po drodze spotyka kumpla z woja, ktoremu opowiada, jak to rzeczony kot rozorał dziecku twarz pazurami (no comments) i że go odwozi.
Od słowa do słowa i kumpel z woja wyraża chęć posiadania kota i dostaje go.
Kumpel z woja jest albo z innego miasta (wsi), albo slużbowo nadrzędny nad naszym faciem. Dlatego jest mu trudno go odebrać z powrotem.
A Horsik ma się dobrze u tego kumpla.
Facio w życiu nie przyzna się dobrowolnie do błędu, bo przecież jego ego by na tym ucierpiało. To pewnie jest klasyczny wojskowy beton. Przyzwyczajony do rozkazywania, a nie do spełniania próśb.
Nie pojmuje swoim małym rozumkiem znaczenia słów "odpowiedzialność", bo w pracy ma nad sobą dowódcę, a w domu żonę, która odpowiada za resztę. I zapewne kot jest dla niego rzeczą, o którą nikt nie będzie kruszył kopii. Więc kiedy się coś dzieje, to robi się nerwowy.
Brawo Kordoniu i brawo dzielnicowy.
Zaciskam mocno kciuki i wierzę, że Horsik do Ciebie wróci.
