Test robiła dr Ch. Zanim się do tego zabrała przeczytała instrukcję, więc byłam przekonana, że wszystko się uda. Ale nie wyszło. Byłam dziś na AR po wyniki biochemii (mocznik 33,26 a kreatynina 1,6

). Otrzymałam też płytkę z wykonanym testem, tym razem się udał (robiła go wczoraj jeszcze raz). Zostałam poinformowana, że w dwóch poprzednich próbach użyła za mało krwi. Więc zagadka testu rozwiązana, a kitek na szczęście wynik białaczki i FIV ma ujemny
Ja szczerze mówiąc jestem bardzo rozczarowana całą sytuacją
Swoją przygodę z AR zaczęłam od kastracji kitka i wszystko przebiegło idealnie. Bardzo mi się też podobało to, że wetki były niezwykle uprzejme i wyjaśniały z anielską cierpliwością moje wszystkie wątpliwości. Kiedy kitek wymiotował krwią i rachunek za wizytę przekroczył stówę (a ja miałam w portfelu 50 zł
) też bez problemu rozłożyły mi płatność na raty. Tylko bardzo nie spodobał mi się ciągły brak diagnozy i to, że leczenie przynosiło marny skutek. Kitek marniał mi w oczach i nie wiedziałam jak mu pomóc. Wkurzała mnie ta bezsilność.
A teraz ni z gruszki ni z pietruszki kitek czuje się z dnia na dzień coraz lepiej, ma lepsze wyniki i tak naprawdę nikt nie wie dlaczego tak gwałtownie podupadł na zdrowiu i równie gwałtownie wyzdrowiał. Ale najważniejsze, że jest zdrowy!
Nie chcę zniechęcać nikogo do wetek z AR, bo muszę im przyznać, że bardzo były zaangażowane w leczenie kitka i przejmowały się jego stanem. Tylko nie potrafiły konkretnie określić co mu dolega.
Ale pewnie jakbym poszła do innego weta też nie usłyszałabym diagnozy.
Szkoda mi trochę zmieniać weta, ale do wetek z AR po prostu nie mam już zaufania
Ostatnio edytowano Wto sty 17, 2006 15:43 przez
k-i-t-k-a, łącznie edytowano 1 raz