Dziś małe podsumowanie.
Tydzień temu przywiozłam Mikołajkę do domu.
Już przedwczoraj wąchała noski kotów (z psem wąchała się wcześniej),
jeszcze się z nimi nie bawiła ale coraz rzadziej prychała,tylko jak się przestraszyła ich żywiołowości.
Chętnie dawała się głaskać,owszem czasami chwytała rękę zębami,ale nie gryzła,uderzała łapą,ale nie drapała.
Anka nie obraz się,ale zaczęłam nazywać ją Majka,bo tak jest krócej i ona to zakceptowała.
W książeczce ma Mikołajka,ale Majka to skrót
od
Mikołajka,więc myślę,że nie będziesz miała mi za złe.
Tak więc wszystko było na jak najlepszej drodze,a tu dziś rujka.
Biedna kota wdzięczy się do wszystkich,a kocurki,które do tej pory interesowały się nią tylko jako koleżanką do zabawy,zaczynają ją wąchać i coś im chodzi po główkach.
I co teraz?
Miały się zintegrować,zaprzyjażnić,ale nie zakochać!
Zostawić razem,czy rozdzielić.
Ciekawe,że Majka największe awanse czyni psu.Och ten przystojniak Alik.
Ile taka rujka przeciętnie trwa,tydzień?
Teraz,gdy wychodzę odzielam Majkę,gdy jestem w domu mam ją na oku.
I tak oto zostałam przyzwoitką.
Biedna Majeczka.
