Wracajac do domu zadzwonila do mnie pan sprzatajaca (po ostatnim oskarrzeniu, ze prawie zabila kota




ja zdziwiona pytam jak to zamykac a pani na to, bo on chodzi po kuchni (podlodze) i Moli go chce lizac



Wieczorem nakarmilam Dyzia innym jedzeniem (bo przygotowana p[apke z miesa, chrzastek, skorupki, marchewki, odrobiny oleiu, siemienia lnianego itp..olal


zaczelo sie ogolne przeszukiwanie domu..nic

w pewnym momecie rozpaczy patrze a pod szafka kuchenna wystaje kawalatek lapki (mam kuchnie skonstruowana w ten sposob, ze jest plyta grzewcza, pod spodem piekarnik i jeszcze nizej zaslepka-powinna byc szuflada- i w tyle tej "szuflady" jest wyciecie na kable do piekarnika) moje "szczescie" weszlo do tej przestrzeni pod piekarnikiem i sobie spalo

dzis jedziemy na wizyte do Pani Soszki...troche sie boje, ze on przesadza z tym bieganiem-bo to nie jest chodzenie....
moj maz mowi "i tak zle i tak nie dobrze" i ze ja najpierw placze, ze nie chodzi a jak chodzi to tez zle...ale wiecie o co mi chdzi..
