ech
mama w szpitalu a ja teraz walcze z przeciwnosciami, ktore napotyka karmicielka
najpierw uporalam sie z 10 kotami domowymi, taka ilosc to nie lada gratka by wysprztac, nakarmic, ew. zakroplic oczko, poglaskac i znowu sprzatnac
niestety najwyzszy czas by wykastrowac te czworke najnowszych, co z powodu oczu nie znalazly domku, Cypiska (ogromny mruczand przytulak), Bronka, Eryczka (najpiekniejszy, ale straszny dzikusek) i Sliweczke
potem zostaly koty podworkowe i tu mam problem
moge tam podlozyc dopiero jak jest ciemno, celem unikniecia wyrzucenia jedzenia i picia przez cudownych sasiadow, po kryjomu, cichaczem, przydalaby sie czapka niewidka
mama daje im poznym wieczorem, wowczas przychodza i zaczynaja jesc przy niej
a ja przyjezdzam po pracy, po zalatwieniu wszystkich spraw
i efekt jest taki, ze jak kicie przychodza poznym wieczorem, jedzenie juz jest zamarzniete
a ja nie dam rady jezdzic drugi raz, zwlaszcza, ze mamy jeden samochod z TZ-em i on rowniez go uzywa a to zupelnie inna dzielnica
kolejna przykra sprawa - sa mrozy, okoliczne piwnice pozamykane, niektore calkiem swiezo, smutny widok: kotki skulone, przemarzniete szukajace schronienia pod samochodami, ech, zyc sie nie chce
i pomyslec, ze to tylko maly procent tego, z czym zmaga sie mama karmiaca jeszcze okoliczne dziczki na codzien
ja bym nie dala rady psychicznie, a fizycznie rowniez, jestem mlodsza, duzo od mamy zdrowsza, nakarmilam tylko kilka a nie kilkadziesiat dziczkow a jestem juz smiertelnie zmeczona :oops: